dzielnica fikcji

Powrót do dzieciństwa – „Tajemnicza wyspa” Verne’a

8 lutego 2016

188 lat temu urodził się pisarz, którego książki silnie niegdyś zawładnęły moją dziecięcą wyobraźnią. „Tajemnicza wyspa” była jedną z lektur, które pokochałam miłością bezkrytyczną. Czytałam ją po wielokroć, marząc o tym, by kiedyś przeżywać podobne przygody. Po latach postanowiłam do niej wrócić, obawiając się nieco, że dawny czar pryśnie. Na szczęście moje obawy były niesłuszne – „Tajemnicza wyspa” wciąż roztacza swoją magię. Co więcej, dopiero po przeczytaniu jej jako osoba dorosła zrozumiałam, jak wielki wpływ miał Verne na moje postrzeganie świata.

Ta książka to modelowa powieść przygodowa. Pięciu mężczyzn zostaje wziętych do niewoli podczas wojny secesyjnej. Decydują się na ucieczkę balonem, jednak nie wszystko idzie tak, jak planowali – sztorm spycha ich w nieznanym kierunku, aż wreszcie balon spada. Na szczęście udaje im się dotrzeć do brzegu wyspy, która okazuje się doskonałym schronieniem. W ciągu kolejnych miesięcy budują sobie wygodny dom w skale (które dziecko nie marzyło o podobnym?), zaczynają uprawiać ziemię, hodować zwierzęta, wypalać garnki, szyć ubrania. Ujarzmiają przyrodę, a ta im się poddaje, użyczając surowców, owoców, lekarstw. Wyspa, którą nazywają imieniem swojego idola, Abrahama Lincolna, wydaje się rajem. Oczywiście, do czasu.

Urzekała mnie łatwość, z jaką tych pięciu mężczyzn potrafiło podporządkować sobie naturę, nie dzięki przypadkowi, ale dzięki wiedzy, jaką posiadał Cyrus Smith, inżynier, i dzięki pracowitości pozostałej czwórki. To książka o tym, jakie niesamowite możliwości daje wykształcenie i współpraca z innymi. To istotny motyw, bo przecież żaden z mężczyzn nie dałby sobie rady sam, zresztą w książce pojawia się wątek, który pokazuje, jak trudno jest człowiekowi, który samotnie musi zmierzyć się z życiem w dziczy.

Wyspa jest swoistym mikrokosmosem. Jest na niej wszystko, czego tylko mogą potrzebować rozbitkowie. Aby ją oswoić, mężczyźni nadają nazwy poszczególnym miejscom – rzece, zatoce, górom. W ten sposób biorą to miejsce w posiadanie, zarazem je oswajając, podobnie zresztą postępują bohaterowie innych powieści Verne’a, jak choćby „Podróży do wnętrza Ziemi”. Potrafią też nazwać wszystko, co na wyspie znajdą. Nastoletni Hubert zna nazwy roślin i zwierząt, inżynier potrafi rozpoznać skały, marynarz rozróżnia wiatry i prądy morskie. Ta zdolność do nazwania rzeczy jej imieniem zawsze mnie zachwycała – kto wie, czy to nie lektura „Tajemniczej wyspy” sprawiła, że zaczęłam się uczyć nazw ptaków i roślin, co kontynuuję do dzisiaj.

Mieszkańcy wyspy nie są jednak wszechmocni. Budują wytrwale swój mały, wygodny świat, ale też los im sprzyja. Dopóki są zdrowi, zaś wyspa jest bezpiecznie odizolowana od świata, nic im nie grozi. Kiedy jednak dzieje się coś złego, mogą zawsze liczyć na interwencję opatrzności, która w tej powieści przybiera dość zaskakującą formę. Wiedzą, że ktoś nad nimi czuwa i przyjmują to w sposób naturalny, jedynie inżynier pragnie dowiedzieć się czegoś więcej, godząc się jednak z myślą, że być może nigdy mu się to nie uda.

Rozbitkowie nie boją się świata, bo też świat widziany ich oczami nie jest groźny. Skupiają się na dobrych stronach swojego położenia, nie przejmując tym, nad czym nie mają kontroli. Badają wyspę i zachwycają się obfitością jej zasobów, z rzadka tylko wyrażając tęsknotę za czymś, co utracili. Bardzo szybko zresztą zaczynają wierzyć, że wszystko jest kwestią czasu, i że w odpowiednim momencie inżynier wyprodukuje dla nich tytoń, upiecze chleb i spełni wszystkie inne zachcianki. Wszystko, co robią zdaje się proste i naturalne, a wszechświat w postaci wyspy stale im sprzyja. Kiedy zaś coś toczy się nie tak, z pomocą przychodzi jakaś tajemnicza siła.

Nie zdradzę, czy ta sielanka ma szanse trwać wiecznie, bo może są wśród czytelników tego blogu osoby, które nie czytały „Tajemniczej wyspy”. Jeśli tak, zachęcam was serdecznie do nadrobienia tego. To urocza i wciągająca książka, która często wygrywa w rankingach na najbardziej lubianą powieść Verne’a. Warto wprawdzie wiedzieć, że jest ostatnią częścią tzw. trylogii vernowskiej, której pierwszą częścią są „Dzieci kapitana Granta”, a drugą „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi”, jeśli więc myślicie o lekturze tamtych książek, dobrze byłoby zachować odpowiednią kolejność. Ja zaś planuję lekturę kolejnych książek Verne’a – czytałam nie więcej niż dziesięć z około osiemdziesięciu książek, które napisał, mam więc w czym wybierać!

Juliusz Verne "Tajemnicza wyspa"
Tłum. Janina Karczmarewicz-Fedorowska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 1995

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply