dalekie wyprawy

Afryka mniej znana – "Witamy w białej Afryce" Wojciech Rogala

29 czerwca 2017

Mniej więcej raz w roku przestaję prawie czytać książki.

Nie oznacza to, że nie czytam niczego. Na kilka tygodni staję się współczesnym człowiekiem – zamiast przerzucania stron, otwieram kolejne karty w przeglądarce. Czytam wszystko, co znajdę na temat kraju, który sobie wymyśliłam jako cel letniego wyjazdu. Nie mam wtedy ochoty na książki, co nie znaczy, że nie gromadzę literatury z danym krajem związanej. Zdobywanie wiedzy związanej z organizacją podróży pochłania mnie jednak całkowicie i dopiero, kiedy wyłania mi się sensowny plan, zaczynam wracać do normalności.

Lista przeczytanych w czerwcu książek jest więc żałośnie krótka. W momencie, w którym podjęliśmy decyzję, że w tym roku wreszcie dotkniemy kontynentu, o którym tylko mówiliśmy od lat, mentalnie przeniosłam się do Namibii. Czytam namibijską prasę, wpatruję się w mapy, przeglądam fora internetowe. Próbuję cokolwiek zrozumieć. I wtedy w księgarniach pojawia się książka o Namibii – jedna z niewielu polskich książek o tym odległym kraju!

Wojciech Rogala, wrocławski podróżnik, napisał o białych mieszkańcach Namibii. Nie wiem, czy można powiedzieć, że jest ich tam dużo – stanowią 6% całej populacji. Ich wpływ na kształt kraju jest jednak olbrzymi, chociażby dlatego, że należy do nich większość ziemi. Namibia to była niemiecka kolonia, co widać choćby w niemieckich nazwach ulic. Kiedy powiedziałam córce, dokąd jedziemy, rzuciła się do przeglądania internetu (niedaleko pada jabłko). Zaczęła od spraw najistotniejszych – jakie tam żyją koty i co się je. Z kotami poszło łatwo, przy informacjach o potrawach zadumała się, po czym spytała: Co to jest bratwurst?

Przeczytałam więc „Witamy w białej Afryce” z zaciekawieniem, przeplatając lekturę z wydaną kilka lat temu, doskonałą i wstrząsającą „Zbrodnią Kajzera”, opowiadającą o ludobójstwie, którego Niemcy dokonali na ludziach z grup Herero, Nama i kilku innych na początku XX wieku. I choć cieszę się niezmiernie, że ukazała się nowa książka o Namibii, nie mogę ukryć, że jej lektura mnie nie zachwyciła.

Być może zepsuły mnie lektury licznych, świetnie napisanych książek reporterskich, które ostatnio czytam wręcz hurtowo. Skoro jednak je czytam, nie mogę nie zauważyć, że książka Wojciecha Rogali nie jest napisana zgrabnie, lekko i z pomysłem. Składają się na nią liczne rozmowy z białymi mieszkańcami Namibii, obficie uzupełnione informacjami historycznymi i mniej obficie perypetiami autora. Wszystko byłoby fajnie, ale większość dialogów przypomina raczej przemowy. Często brakuje w nich życia i brzmią nieco sztucznie. Szkoda, tym bardziej, że ich treść bywa porażająca. Autor potrafi znaleźć interesujących rozmówców i poświęca im sporo czasu. Lubią go i mówią szczerze, często obnażając przy tym swoje rasistowskie nastawienie. Z ich wypowiedzi wyłania się dość smutny obraz kraju, w którym wszyscy wszystkich nienawidzą, z różnych przyczyn. Niestety, wystarczy przeczytać kawałek dialogu na głos, by stwierdzić, że nie brzmi on naturalnie.

Druga zasadnicza słabość leży chyba już w założeniu. Rozumiem, że zamysłem autora było przedstawienie białych mieszkańców afrykańskiego kraju, ich postaw i problemów, jednak mniej więcej od połowy książki zaczął mi bardzo doskwierać brak czarnoskórych rozmówców. Być może (zapewne) o to chodziło, żeby zostawić ich poza narracją. Jednak tak często i tak krytycznie są wspominani przez bohaterów książki, że wydaje się niesłusznym nieoddanie im głosu. Obroniłoby się to w jednym czy kilku artykułach, jednak przy całej, dość pokaźnej, bo liczącej ponad 400 stron książce, wydało mi się to nieudanym zabiegiem. Zresztą obraz białych Namibijczyków też byłby chyba pełniejszy, gdyby opowiadali o nich ich czarnoskórzy sąsiedzi?

Momentami w książkę wkradał się też chaos. Mam wrażenie, że autor posiadł tak rozległą wiedzę historyczną, że momentami zapominał, iż czytelnik niekoniecznie jest równie dobrze zorientowany. Piszę to zresztą z perspektywy czytelniczki, która ostatnie kilka tygodni spędziła czytając o Namibii. Mimo to kilka razy pogubiłam się i musiałam poszukać dodatkowych informacji w sieci, bo nie byłam pewna, czy dobrze rozumiem, o czym właściwie mowa. Namibia jest bardzo młodym krajem, jednak historię ma dość burzliwą i chyba warto czasem poprowadzić czytelnika za rękę.

Przy wszystkich tych niedociągnięciach nie mogę powiedzieć, że żałuję czasu spędzonego na lekturze. Dowiedziałam się sporo, zdałam sobie też sprawę z tego, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiem. Zasmucił mnie i zadziwił obraz białych Namibijczyków, jaki wyłania się z tej książki. Mam wrażenie, że żyją w całkowitym oderwaniu od reszty kraju, a ogrom ich uprzedzeń przytłacza. Ciekawa jestem bardzo, czy takie samo wrażenie odniosę, będąc tam, a mój apetyt na Namibię uległ tylko zaostrzeniu.

 

 
Wojciech Rogala "Witamy w białej Afryce"
Wydawnictwo Muza 2017
Moja ocena: 3.5/6

You Might Also Like

1 Comment

  • Reply Niedzielna dziesiątka – książki o południowo-zachodniej Afryce – Miasto Książek 22 marca 2019 at 23:32

    […] Wojciech Rogala „Witamy w białej Afryce” – moja opinia tutaj. […]