dalekie wyprawy

Jeden sierpniowy dzień

17 sierpnia 2010

Budzi mnie przenikliwy chłód wiktoriańskiego domu i słońce przeświecające przez żaluzje. Szybka toaleta, przy okazji parzę sobie jak zwykle palce pod oddzielnym kranem z gorącą wodą i bez śniadania wychodzę na ruchliwą ulicę. Wraz z wielobarwnym tłumem podążam w stronę metra, podjeżdżam dwa przystanki autobusem, który właśnie podjechał, ze mną wsiada Hinduska w dżinsach, dwie rozgadane Włoszki i rozmawiający przez telefon Polak. Po kilkunastu minutach w dusznym metrze wysiadam w miejscu, w którym czekają na mnie już dwie przyjaciółki, które nocują gdzie indziej. Wpadamy na kawę i kanapkę do jakiejś sieciowej kawiarni, najczęściej Costy lub Starbucksa, przerzucamy szybko gazety na pobliskim stosiku w poszukiwaniu ciekawych dodatków kulturalnych, po czym, z lekkim niepokojem spoglądając na zachmurzone niebo, spacerkiem ruszamy w stronę targu Portobello. Zaczyna padać, ale zaraz za rogiem widzimy sklep z używanymi książkami, chowamy się więc szybciutko do środka i przepadamy wśród niekończących się półek. Pachnie kurzem, książki piętrzą się w stertach na podłodze, półki sięgają sufitu, a za każdym rogiem kryje się kolejny pokój. Piękne stare wydania obok tanich czytadeł, nowości za pół ceny i poszukiwane przeze mnie od dawna skarby za dosłownie grosze, a raczej pensy. Wychodzę szczęśliwa, choć ciężar torby znacząco się zwiększył, a pasek boleśnie wpija się w ramię. Wiem jednak, że to nie koniec książkowych zakupów na dzisiaj, więc nie narzekam, zresztą po poprzednich dniach moje ramiona są już zaprawione do noszenia ciężkich tomów.

Tłumy na Portobello odstraszają, skręcamy więc w cichą, cienistą aleję, wzdłuż której stoją wspaniałe rezydencje z epoki Regencji. Słońce wychodzi ponownie, gdy dochodzimy do pałacu Kensington. Dom, w którym mieszkało wiele księżniczek, jest tymczasowo przemieniony w Zaczarowany Pałac, a wizyta w niczym nie przypomina tradycyjnego zwiedzania. Przy wejściu dostajemy mapę pełną tajemniczych wskazówek, która prowadzi nas przez czarodziejsko wyglądające sale pełne zagadkowych eksponatów, wśród nich zaś ukryte są przedmioty związane z siedmioma księżniczkami, dla których Kensington Palace był domem. Szukając ich, poruszamy się w świecie magii, słyszymy głosy, widzimy cienie postaci, coś umyka jakby przed nami, kryjąc się w zacienionych korytarzach. Zdaje się, że pałac ożył, a jego mieszkanki bawią się z nami w ciuciubabkę, przy okazji wymuszając na nas refleksje na swój temat.

Oszołomione wychodzimy do rozświetlonego parku, trudno nagle powrócić do realnego świata. Po Zaczarowanym Pałacu kręci nam się w głowie, nic dziwnego, że gubimy się wśród długich alejek Hyde Parku i zamiast do Speaker’s Corner, trafiamy dokładnie w przeciwległy koniec. Książki, które kupiłyśmy, ciążą coraz bardziej, zamiast wracać podjeżdżamy więc piętrowym autobusem. Jesteśmy już porządnie głodne, z szerokiego wyboru knajpek z każdego zakątka świata wybieramy więc małą organiczną kafejkę, która serwuje pyszne tarty, bagietki z suszonymi pomidorami, oliwkami, kaparami i oliwą oraz ogromne sałatki. Jej największą zaletą jest jednak sąsiedztwo – kilka metrów dalej mieści się najpiękniejsza w tym mieście księgarnia z wyborem książek, który oszołomi każdego mola książkowego – Daunt Books.

Więcej książek nie damy już chyba rady unieść, a pod następnym numerem znajduje się Oxfam, sklep charytatywny pełen książek w śmiesznych cenach. Wchodzimy, nie możemy przecież przejść po prostu obok, ale tym razem udaje nam się oprzeć pokusie!

Wieczorem jedziemy na kolację do zaprzyjaźnionej blogerki, która serwuje nam ucztę dla ciała i ducha. Jedzenie jest przepyszne, a ja nie mogę oderwać oczu od półek z książkami – jak przyjemnie jest widzieć u kogoś tak wiele książek, które ja też mam i drugie tyle takich, które znam i chciałabym mieć, a których nigdy nikt z moich znajomych nie kojarzy. Spędzamy długie godziny na dyskusjach o książkach i świecie, a świat wokół nas jest niezwykle cichy.

Wracam już w hałasie, nocą, autobusem pełnym wystrojonych na dyskotekę nastolatek. Nie pasuję do nich w swoich sportowych sandałach i przeciwdeszczowej kurtce, z torbą pełną książek, ale nie przeszkadza mi to. W tym mieście każdy niepasujący czuje się dobrze. Zapadam w kamienny sen, zadowolona, że przede mną kolejny uroczy dzień pełen starych domów, zakurzonych książek, spacerów i spotkań, multietnicznych targowisk i eleganckich parków. Kolejny dzień w mieście, które kocham jak niewiele innych na świecie i do którego wracam znowu i znowu, jak nałogowiec, ładując baterie na kolejne miesiące.

*******************************************

Już wiecie, dlaczego nie było mnie tutaj przez ostatni tydzień. I już się zapewne domyślacie, że kolejną rzeczą, która się tu pojawi będzie stosik. Ale nie wiecie, że po raz chyba pierwszy jest mi wręcz głupio go pokazać, bo to nieprzyzwoite, żeby w ciągu tygodnia kupić tyle książek. Nie mogę wciąż uwierzyć, że zmieściłam się w limicie bagażu w Ryanair!

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply