W pewne słoneczne popołudnie wybrałyśmy się na przejażdżkę na Brooklyn. Brooklyn jest ogromny, mieszka tam dwa i pół miliona ludzi, niemożliwe jest więc obejrzenie choćby sporej jego części. Najbardziej znaną jednak, a zarazem ciekawą literacko częścią jest Brooklyn Heights, obszar położony tuż przy oceanie, z nadbrzeżną promenadą znaną ze wspaniałych widoków na Manhattan. Spodziewałam się zobaczyć urocze, brązowe kamienice, jednak zaraz przy brooklyńskim moście okolica jest zdecydowanie bardziej industrialna.
To tzw. DUMBO, czyli obszar pod Manhattan Bridge, podobno popularny wśród artystów. Jest tam faktycznie klimatycznie, ale mieszkanie w pobliżu ogromnego i ruchliwego mostu musi być raczej męczące…
Gdy tylko oddaliłyśmy się jednak od mostu, uliczki zaczęły wyglądać zupełnie inaczej. Stoją tu charakterystyczne kamienice z brunatnego piaskowca, w których mieszkało (i zapewne mieszka) sporo znanych postaci ze świata literatury i sztuki. Tutaj na przykład mieszkał Henry Miller.
A w tym żółtym domku Truman Capote napisał „Śniadanie u Tiffany’ego”.
Przyjemnie tu spacerować w wiosennym słońcu – uliczki są ciche i urokliwe, a my mamy dużo czasu, bo chcemy zaczekać aż się ściemni, żeby zobaczyć nocną panoramę Manhattanu.
Część uliczek kończy się przy promenadzie, z której roztacza się imponujący widok. Tutaj to dopiero muszą być drogie mieszkania! Do niektórych można zajrzeć przez odsłonięte okna – widać pięknie urządzone, przestronne wnętrza często wypełnione książkami, aż miło popatrzeć.
Zejście na promenadę
Powoli robi się coraz ciemniej. Jemy falafel i sałatkę z bakłażanów w malutkiej knajpce prowadzonej przez Tunezyjczyka, który kosztuje mniej niż kanapka na Manhattanie, w dodatku kucharz zabawia nas rozmową, po czym niespiesznie schodzimy w stronę wybrzeża, które zdążyło się już zapełnić turystami. Wszyscy chcą zobaczyć taki widok:
Całkiem już po ciemku wędrujemy do metra. Brooklyn jest jeszcze bardziej cichy niż przedtem i ma jeszcze więcej magii. Już wiem, dlaczego mieszka tu tak wielu pisarzy…
No Comments