dzielnica fikcji

Cheryl Strayed „Dzika droga”, czyli co czytałam wśród śniegu

22 lutego 2015

Lubię spleść ze sobą okoliczności i lekturę – czasem robię to celowo, a czasem przypadkiem się udaje. Tym razem był to zbieg okoliczności. Zmęczeni oczekiwaniem na śnieg w Poznaniu, wyruszyliśmy na południe – nie na południe Europy oczywiście, ale w polskie góry. Śniegu tam pod dostatkiem – na zboczach Pilska jest biało i puszyście. Jeździliśmy więc radośnie na nartach, lepiliśmy bałwany, chodziliśmy do ośnieżonego lasu na wschody i zachody słońca, ale wtedy Zacofany w lekturze napisał, że pozazdrościłby mi, gdybym spędzała część czasu nad książkami.

Chyba was nie zdziwię mówiąc, że takich sugestii nie trzeba mi powtarzać dwa razy? Wytargałam na słoneczko pusty leżak, wyjęłam Kindla i w środku pięknej zimy zabrałam się za lekturę na świeżym powietrzu!

Co jednak czytać w takich okolicznościach? Czytnik mam pełen najprzeróżniejszych tytułów, jednak bez wahania sięgnęłam po książkę, która wydała mi się wyjątkowo na miejscu w tym pięknym otoczeniu. „Dzika droga” Cheryl Strayed opowiada przecież o wędrówce przez góry, miejscami pełne śniegu, puste i dzikie.

To książka z gatunku pozycji niebezpiecznych – należą do nich także książki Paula Theroux, albo „W syberyjskich lasach”. A może to ja jestem wyjątkowo podatna na wpływ takich opowieści? Mam ochotę od razu spakować plecak i wyruszyć w drogę, i często tak właśnie robię. „Dzika droga” opowiada o podróży nietrudnej może do zorganizowania, za to wymagającej sporej odwagi i fantazji. Cheryl, bohaterka, a zarazem autorka, postanowiła bowiem przejść legendarny pieszy szlak wiodący wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej. Tak zwany Pacific Crest Trail (PCT) prowadzi od granicy Meksyku i USA do Kanady. Wiedzie przez stany Kalifornia, Oregon i Washington i prowadzi przez piękne, górzyste tereny – przede wszystkim przez pasmo Sierra Nevada i góry Kaskadowe.

Zwykła dziewczyna na niezwykłym szlaku

Cheryl nie jest wytrawną podróżniczką. Nie ma za sobą wielu krótszych wędrówek, nie zna się na sprzęcie trekkingowym, nie umie posługiwać kompasem. Miała dwadzieścia sześć lat, gdy mimo to postanowiła przemierzyć PCT. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego wiele osób wyrusza w podróż – próbując pogodzić się z samą sobą, odnaleźć coś, co zgubiła, nauczyć się lubić siebie. Cztery lata wcześniej zmarła jej matka, a Cheryl nie potrafiła dojść z tą stratą do ładu. Jej rodzina praktycznie się rozpadła, a ona sama zniszczyła swoje małżeństwo i zrobiła sporo różnych głupstw. Pomysł, by przejść wymagający szlak pieszy pojawił się znienacka i był jak dar od losu. Nie zastanawiała się długo – wydała wszystkie pieniądze na sprzęt i pakując cały dobytek do plecaka, wyruszyła na kilkumiesięczną wyprawę.

Jej książka, napisana wiele lat później, to zaskakująco świeża, zabawna i inspirująca opowieść o tym, jak można zmienić się na szlaku. Cheryl jest boleśnie nieprzygotowana i tego nie ukrywa. Jej plecak waży więcej, niż bagaż wszystkich osób, które napotyka na szlaku – nic dziwnego, skoro ma w nim składaną piłę! Jest jedyną samotną kobietą, przemierzającą tę drogę, w dodatku akurat w tym roku spadło wyjątkowo dużo śniegu i część trasy wydaje się nie do przebycia. Cheryl idzie jednak przed siebie z zadziwiającą determinacją, szczerze opisując kolejne kilometry, kolejne pęcherze i kolejne schodzące paznokcie.

Spotkania z innymi i z samą sobą

Jej opowieść nie jest jednak relacją męczenniczki. Wręcz przeciwnie – to bardzo optymistyczna historia o pięknie dzikiej przyrody i o braterstwie szlaku. PCT przemierza sporo wędrowców, a spotkania są zawsze radosne. Ludzie, którzy mają za sobą błądzenie w poszukiwaniu wody po tej samej pustyni, stają się sobie od razu bliscy. Padają między nimi słowa mądre i ważne, czasem wędrują razem, czasem spotykają się tylko na jeden wieczór na biwaku, ale nieodmiennie tworzą fascynującą grupę.

Najbardziej zaś intryguje sama Cheryl. Na początku boi się wszystkiego, ale udaje sama przed sobą, że się nie boi. Ta taktyka działa – strach ogarnia ją tylko kilka razy, dopóki nie poczuje się na szlaku tak bardzo u siebie, że będzie mogła się znowu bać. Gdy zaczyna odczuwać strach, wie, że przeszła już taką odległość, która nauczyła ją czegoś ważnego – jak mieć odwagę, by się bać.

Przechodzi kolejne etapy – najpierw czuje się zagubioną idiotką, potem twardzielką, „królową Amazonek”, aby wreszcie po prostu pozbierać się wewnętrznie i poczuć dobrze sama ze sobą. Fizyczny wysiłek i cierpienie sprawią, że wybaczy własnej matce jej przedwczesną śmierć.

Jeśli sądzicie, że książka o pieszej wędrówce musi być monotonna, a zaczytywać się nią będą tylko tacy wariaci jak ja, to jesteście w błędzie. Autorka urozmaica narrację licznymi retrospekcjami, a za każdym razem, kiedy ujawnia coś nowego ze swojej przeszłości, rozumiemy ją trochę lepiej. W dodatku jej wędrówka jest tak pełna przygód i urozmaicona, że czasem nie sposób oderwać się od lektury – tak samo jak Cheryl chcemy dowiedzieć się, co czeka za kolejnym zakrętem, za następnym wzniesieniem. Czekamy na paczkę z prowiantem, która powinna być na na poczcie w kolejnym miasteczku, wydajemy ostatnie centy na lemoniadę, a potem martwimy, jak przetrwamy kolejne 250 km bez grosza przy duszy, by pocieszyć się przypomnieniem, że w górach pieniądze nie będą potrzebne.

Książki

Z pomocą spotkanych na szlaku ludzi Cheryl odchudziła swój plecak, jednak z pewnych, ciężkich i pozornie zbędnych przedmiotów nie zrezygnowała. Przez całe 1800 kilometrów niosła w plecaku książki, których listę zamieszcza. Niektóre paliła po przeczytaniu, rozdział po rozdziale. Początkowo palenie książki było bolesne i wstrząsające. Jest jednak swoistym oczyszczeniem – podczas wędrówki trzeba pozbyć się wszystkiego, co zbędne – także strachu, złości i urazów. Palenie książek było aktem symbolicznym i oczyszczającym.

Były jednak książki, których nie spaliła. Niektóre podarowała osobom spotkanym na szlaku, dwie jednak zachowała i przyniosła z powrotem – wiersze Adrienne Rich, które znała na pamięć, i opowiadania Flannery O’Connor.

Doskonale czytało się tę książkę po kilku godzinach spędzonych na wędrówce po zaśnieżonych górach, ale mam wrażenie, że opowieść Cheryl jest tak sugestywna, że czułabym się jak w dziczy także siedząc we własnym fotelu. Polecam – to mądra, wciągająca i inspirująca lektura.

Cheryl Strayed "Dzika droga. Jak odnalazłam siebie"
Tłum. Joanna Dziubińska
Wyd. Znak Literanova 2013

Moja ocena: 4.5/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply