Od czasu do czasu dostaję propozycję zrecenzowania książki, co do której od razu wiem, że będzie się pojawiała na wielu blogach na raz. Zazwyczaj taki natłok recenzji mnie odstrasza, chociaż z punktu widzenia wydawcy jest z pewnością korzystny. Czy jest korzystny z punktu widzenia czytelnika to już inna sprawa, wydaje mi się, że wolimy chyba większą różnorodność na blogach i pojawienie się po raz n-ty tego samego tytułu nuży i zniechęca do lektury. Tym niemniej od czasu do czasu daję się skusić i porwać temu nurtowi, ryzykując, że widząc tytuł mojej notki z niesmakiem naciśniecie na czerwony krzyżyk. Może jednak czasem warto zaryzykować i pójść za tłumem, zwłaszcza jeśli ten tłum zgodnie woła – to fajna książka, przeczytajcie ją;)
Taki właśnie okrzyk niesie się po blogach w temacie „Klubu Matek Swatek” Ewy Stec. Książki, która kompletnie nie wpisuje się w moje typowe czytelnicze zainteresowania. Ponieważ jednak zrobiłam postanowienie noworoczne, że będę otwarta na różne rodzaje literatury, a poza tym coś mnie tknęło, że tym razem ryzyko może się opłacić, postanowiłam przeczytać „Klub Matek Swatek” i już po kilkunastu stronach wiedziałam, że to była dobra decyzja. Konkretnie po pierwszej scenie w szkole.
Ewa Stec ma znakomite poczucie humoru – jej dowcipy są lekkie, niewymuszone i nieco absurdalne. Bohaterowie mają w sobie dawkę uroku i przypominają nieco postaci z dawnych książek Chmielewskiej. Zresztą wpływy Chmielewskiej widać tu wszędzie. Mamy tu intrygę kryminalną z romansem w tle, dodam, że całkiem zgrabną intrygę, z kilkoma momentami kompletnego zaskoczenia. Grupka przyjaciółek w wieku menopauzalnym zakłada niecodzienny biznes – swatają dzieci innych ludzi, z całkiem niezłym skutkiem. Operacje są ściśle tajne i wymagają sporej dozy kreatywności oraz znajomości technik wywiadowczych. Gdy jednak pewnego dnia podejmują się znaleźć królewicza z bajki dla córki bliskiej znajomej, nie wszystko idzie tak, jak powinno. W dodatku Ania, zamiast zakochać się szaleńczo w którymś z podsuwanych jej kawalerów, zaczyna interesować się mężczyzną, a nawet dwoma, których Klub Matek Swatek wcale nie zna. Co więcej, jeden z nich wydaje się nie być tym, za kogo się podaje…
Zabawna i bezpretensjonalna lektura, w której początkowo więcej jest romansu, ale ostatecznie przeważa kryminał. Dodatkowo świetny portret roztrzęsionej matki, która chce dla swoich dzieci jak najlepiej, ale nie widzi, że tak naprawdę chce zaspokoić swoje potrzeby, zrażając do siebie coraz bardziej córkę, której chętnie nieba by przychyliła. I cała gama uroczych postaci, od zakochanej w góralu Mulatki do babci ze sklerozą zachwyconej tym, że nie poznaje swojego drugiego męża. Warto było zaryzykować! A dla tych, którzy nie nacisnęli krzyżyka i w dodatku dotrwali do końca tej recenzji, nagroda – jako że przypadkiem dostałam dwa egzemplarze książki, jeden z nich chętnie przekażę Wam, moi drodzy. Zostawcie komentarz, jeśli chcielibyście go otrzymać, a w piątek przeprowadzę losowanie.
Moja ocena: 4.5/6
No Comments