Podeszłam do tej książki jak pies do jeża. Philippa Gregory jest autorką nierówną – bardzo podobały mi się „Kochanice króla”, ale „Dziedzictwo” mnie pokonało i odłożyłam je w połowie. Bohaterka „Błazna królowej”, Hanna, nie jest postacią autentyczną i nie byłam do niej przekonana. Żydówka – konwertytka, która wraz z ojcem przeszła na chrześcijaństwo, aby uniknąć Inkwizycji, odkrywa w sobie dar widzenia i za jego sprawą trafia na dwór królewski. Jej oczami oglądamy niezwykle ciekawy okres panowania Marii i rywalizacji między Marią a jej siostrą Elżbietą. O ile jednak początkowo postać Hanny nie przekonywała mnie – jakim cudem prosta dziewczyna znalazła w sobie tyle sprytu, odwagi i dyplomacji, żeby pełnić funkcję podwójnego szpiega niejako? – to talent narracyjny autorki wziął górę i dałam się porwać opowieści.
Philippa Gregory po raz kolejny stawia na czarnego konia. Już w „Kochanicach króla” zaskoczyła, czyniąc główną bohaterką i odbiorczynią całej sympatii czytelnika odrzuconą kochankę Henryka – Mary, siostrę powszechnie znanej i darzonej sympatią Anny Boleyn. Tym razem skupia uwagę na Mary Tudor, której panowanie z pewnością nie było aż tak wspaniałe jak po lekturze „Błazna królowej” może się nam wydawać. Rywalizacja pomiędzy dwiema córkami Henryka VIII jest fascynująca, a nietypowa perspektywa, która stawia Elżbietę w mniej korzystnym świetle, dodaje powieści świeżości. Elżbieta jest tu cyniczną manipulatorką, zaś krwawe panowanie Mary jest właściwie wynikiem zbiegu okoliczności, a nie jej zamierzonych działań.
Dwór angielski w tym okresie to miejsce chaotyczne i pełne niebezpieczeństw. Gregory doskonale oddaje panującą tam atmosferę, tkając opowieść z wielu przeplatających się nitek. Historia, którą nam opowiada, nie jest specjalnie zaskakująca – w końcu wszyscy wiemy, jaki będzie jej koniec. Dzięki postaci Hanny również religijne zatargi i spory nabierają sporo smaczku, stają się czytelnikowi zdecydowanie bliższe. Z drugiej strony Hanna nie przekonuje jako postać, nie jest wiarygodna psychologicznie, jest też za bardzo współczesna, to postać z wieku XXI, a nie XVI – niektóre jej poglądy i wypowiedzi są tak radykalnie feministyczne, że Mary Wollstonecraft zawahałaby się przed ich wypowiedzeniem 300 lat później. „Błazen królowej” zdecydowanie nie jest powieścią psychologiczną – to romans historyczny, i jeśli nie będziemy oczekiwać niczego więcej, lektura sprawi nam wiele przyjemności. Hanna, choć mało wiarygodna, jest uroczą bohaterką, która łatwo zyskuje naszą sympatię. Jej perypetie, także miłosne, wciągają, a oglądane jej oczami wydarzenia wręcz porywają. To taka typowa książka „ku pokrzepieniu serc”, nad którą można spędzić długie godziny, wygrzewając się w słońcu w ogrodzie, lub pod kocykiem na fotelu. Być może nie jest to najlepsza książka tej autorki, ale Philippa Gregory jest mistrzynią w swoim fachu i potrafi porwać czytelnika. Jeśli kochacie epokę Tudorów i macie ochotę na kilkanaście godzin niezmąconej czytelniczej przyjemności, polecam „Błazna królowej”, a sama czekam niecierpliwie na dwie kolejne powieści z tego cyklu: „Białą królową” i „Czerwoną królową”, które zebrały w Wielkiej Brytanii naprawdę znakomite recenzje.
Moja ocena: 4/6
No Comments