książki roku

Książki roku 2017

31 grudnia 2017

Nie pamiętam, jakie mieliśmy wtedy zajęcia. Ktoś zastanawiał się, w jaki sposób podejść do trudnego tematu, a wtedy Agata – jedna z koleżanek z Polskiej Szkoły Reportażu, której reporterskie książki będziecie zapewne w przyszłości wszyscy czytać, powiedziała:

– Jeśli nie wiesz, jak coś napisać, zajrzyj do Hanny Krall. Tam są odpowiedzi na wszystkie pytania.

Kilka miesięcy później męczyłam się ze swoim reportażem dyplomowym. Kilka planów czasowych doprowadzało mnie do rozpaczy. Pisałam, przerabiałam, kasowałam i ciągle było nie tak. Byłam o krok od stwierdzenia, że nie poradzę sobie z tym tematem, kiedy przypomniały mi się słowa Agaty. Wzięłam do ręki „Fantom bólu”, który od wielu miesięcy stale leży pod ręką. Otworzyłam na chybił trafił i przeczytałam jeden reportaż. I wierzcie lub nie – znalazłam odpowiedź. Napisałam tekst jeszcze raz od nowa, po swojemu, ale nie odkryłabym tej najprostszej metody poradzenia sobie z nadmiarem bohaterów i czasów, gdybym nie zajrzała do Hanny Krall.

W 2017 nie mogłam wybrać innej książki roku. Spędziłam 12 miesięcy z reportażem, i nie było miesiąca, w którym nie sięgałabym po ten opasły zbiór tekstów pani Krall.

Z pozostałymi książkami nie było tak łatwo. Chciałam wybrać dziesiątkę i nijak mi się to nie udawało. Czytałam w tym roku inaczej niż zwykle. Lista lektur Polskiej Szkoły Reportażu jest długa, wiele z książek, które się na niej znajdują, czytałam już wcześniej. Czy powinnam je brać pod uwagę? Kilka razy zmieniałam zdanie. Łatwiej byłoby je wykluczyć, bo jak wybrać wśród kilkudziesięciu doskonałych książek, z których wiele było i jest dla mnie ważnych? Pomijając „Fantom bólu”, ostatecznie wybrałam siedem książek, które w tym roku przeczytałam po raz pierwszy, i dwie, do których wróciłam. Moje książki roku wyglądają więc tak (poza pierwszą kolejność przypadkowa):

„Fantom bólu” Hanna Krall

„Pachinko” Min Jin Lee, tłum. Urszula Gardner (klik)

Jedyna powieść na liście, i nic dziwnego, jako że rzadko sięgałam w tym roku po literaturę piękną. „Pachinko” ma w sobie wszystko, co lubię. Jest oknem na świat, o którym wiem mało, w tym wypadku świat koreańskich imigrantów w Japonii. Ma piękny język, niejednoznacznych bohaterów i mądrość.

„Żeby nie było śladów” Cezary Łazarewicz

Nie uświadamiałam sobie wcześniej, jak potężną machinę zaprzęgnięto do zatarcia śladów tego, co zrobiono warszawskiemu maturzyście, Grzegorzowi Przemykowi. Wstrząsająca lektura i zarazem przykład niesamowicie wnikliwego i wyczerpującego reportażu historycznego.

„W królestwie lodu” Hampton Sides, tłum. Tomasz Hornowski (klik)

Najlepsza książka polarna, jaką czytałam. Nie mogłam się oprzeć i w połowie lektury przeczytałam końcówkę, musiałam wiedzieć, jak to się skończy. Normalnie takie rzeczy zdarzają się tylko przy lekturze kryminałów. Zaczęłam ją jeszcze w 2016 roku, ale uznałam, że zaliczę ją do 2017.

„Ogar piekielny ściga mnie” Hampton Sides, tłum. Tomasz Bieroń

Po raz pierwszy wstawiam na listę dwie książki tego samego autora. Nic dziwnego – Hampton Sides pisze jak mało kto. „Ogar piekielny…” to reportaż doskonały, od którego lektury nie można się oderwać.

„Sendlerowa” Anna Bikont

Mam wrażenie, że ta książka najczęściej pojawia się w tegorocznych zestawieniach. Przeczytajcie, a zapewne umieścicie ją też w swoim. Biografia doskonała, pokazująca, jak trudno jest dotrzeć do prawdy o człowieku i jak trudno tę prawdę napisać.

„Święta ziemia. Opowieści z Izraela i Palestyny” Marcin Gutowski

Izrael i Palestyna, plątanina sporów i przemocy, trudno zrozumieć, trudno połapać się w sytuacji. Książka Marcina Gutowskiego rozplątuje część z tych nitek. Lektura „Świętej ziemi” sporo wyjaśnia, nie wprost, ale ustami licznych bohaterów.

„Gottland” Mariusz Szczygieł

Zachwycający zbiór tekstów o Czechach. Każde zdanie jest takie, jakie być powinno. Czytałam po raz drugi i myślę, że nie ostatni.

„Dzisiaj narysujemy śmierć” Wojciech Tochman (klik)

I znowu powtórna lektura, na którą chyba bym się nie zdobyła, gdyby nie szkoła. Nie da się wyrzucić tej książki z pamięci.

„Ukryte życie lasu” David Haskell, tłum. Katarzyna Sosnowska, Dariusz Rossowski

Czytałam tę książkę w bardzo nietypowy sposób – od stycznia aż do grudnia. Niech was nie zwiedzie polski tytuł, to nie jest książka w stylu „Sekretnego życia drzew”. Haskell dostał za nią nagrodę Pulitzera, co samo w sobie jest już rekomendacją. Przez rok wracał do jednego miejsca w lesie – kręgu wielkości hula-hoop, swoistej mandali – i obserwował, co się dzieje na tym skrawku ziemi. Jego opowieść to okno do zadziwiającego świata ślimaków, ptaków, gąsienic i innych mniejszych lub większych (częściej mniejszych) stworzeń żyjących w lesie. Warto przeczytać zwłaszcza teraz, kiedy powinniśmy wszyscy zrozumieć, na czym polega wartość puszczy i co tracimy, wycinając ją.

**********************************************************************************

Starając się zachować obiektywizm, pominęłam książki wydawane przez Wydawnictwo Poznańskie, co których mam stosunek osobisty, zwłaszcza do tych, które pojawiły się na naszym rynku częściowo za moją sprawą. Szczególnie dumna czuję się z tych dwóch tytułów:

„Człowiek, który zrozumiał naturę” Andrea Wulf, tłum. Katarzyna Bażyńska-Chojnacka, Piotr Chojnacki

„Drwale” Annie Proulx, tłum. Jędrzej Polak

Na przyszły rok szykuje się kilka kolejnych fantastycznych tytułów, nie mogę się doczekać, ąz je przeczytacie!

Ukazały się też dwie książki w moim tłumaczeniu:

„Nocne czuwanie” Sarah Moss

„Dzienniki lodu” Jean McNeill

Za parę miesięcy wyjdzie też kolejna powieść Sary Moss w moim tłumaczeniu – „Między falami” (klik). Czytajcie Sarę Moss, powiadam wam, bo to dobra autorka jest.

Zestawiając ten rok z poprzednimi dziewięcioma latami prowadzenia bloga, widać, że jest zupełnie inny. Sześć książek polskich autorów w dziesiątce, tylko jedna powieść. Co ciekawe, nie jestem w stanie doliczyć się przeczytanych książek – nie zapisywałam czytanych propozycji wydawniczych, których było sporo, nie odnotowałam też wszystkich lektur. Myślę, że jak na mnie było jednak nieźle, przeczytałam około 90 książek. Niestety, żenująco wygląda moja działalność recenzencka. Ten rok poświęciłam czemu innemu, a blog leżał odłogiem. Przyznam, że zastanawiałam się nie raz, czy nie powinnam go zawiesić na dłużej, żeby bez wyrzutów sumienia pisać co innego. Niedawno dostałam jednak poruszającą wiadomość od Czytelniczki, kolejną z wielu, które świadczą o tym, że to moje pisanie miewa sens. Nie będę więc rezygnować z pisania tutaj, choć wiem, że znowu nie będzie mi łatwo znaleźć czas. Dużo częściej bywam na Instagramie – w tym roku opublikowałam tam 170 zdjęć (klik).

A co poza tym? Dla mnie był to cudowny rok. Polska Szkoła Reportażu to niesamowita przygoda, która mocno mi poprzestawiała w głowie! Piękne podróże – najpierw tydzień na północy Francji, potem spełnienie marzeń i wyjazd do Namibii, inny niż zazwyczaj, reporterski. A na koniec wisienka w postaci jesieni w Norwegii. I oczywiście wiele wypadów bliższych – w Beskidy, do Kotliny Kłodzkiej, do ujścia Warty. Świetny, reporterski weekend w Miedziance i inspirujące spotkania na Wizjach Natury. Intensywnie, jak zwykle, może nawet zbyt intensywnie, ale ja już chyba inaczej nie potrafię.

Cieniem rzuca się świadomość tego, co dzieje się wokół nas, blisko i daleko, a od czego odciąć się nie potrafię. Oby ten kolejny rok był dobry, dla nas wszystkich. Tego sobie, a przede wszystkim Wam życzę! A na koniec kilka zdjęć z tego roku 🙂


 Zdj. Jan Król

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply