Debiutancka książka Kathryn Stockett „Służące” dostała u nas kilka dobrych recenzji, ale nie widzę jej na listach bestsellerów. Prawdopodobnie polskich czytelników nie porusza aż tak, jak amerykańskich, skoro za oceanem przez ponad rok utrzymywała się na liście bestsellerów New York Timesa, a także została wybrana książką roku 2009 USA Today. Mam nadzieję, że i u nas przeczyta ją jak najwięcej osób, pozytywne recenzje bowiem w tym wypadku nie kłamią – to bardzo dobra, wielowymiarowa książka.
W Stanach książka ta sprzedaje się tak dobrze nie tylko z uwagi na swoje walory – wartką, wciągającą akcję i poruszającą tematykę. Pomagają jej też liczne kontrowersje, które mnie w pierwszej chwili wydały się dość naciągane. Kathryn Stockett jest bowiem biała, ale odważyła się włożyć dwie trzecie swojej powieści w usta czarnych narratorek. Co więcej, kazała im posługiwać się dość mocnym i podobno nie do końca prawdziwym dialektem. I cóż z tego? – spytacie. W końcu autor ma prawo dać swoim postaciom taki głos, jaki tylko wymyśli, niekoniecznie zgodny z jego płcią, religią, wykształceniem, czy wreszcie rasą. Czy jednak tak samo łatwo przychodzi nam czytanie powieści o Holokauście pisanych przez młodych pisarzy z krajów, które z Holokaustem styczności właściwie nie miały? Albo powieści o Polakach pisanych przez autorów, którzy w Polsce nigdy nie byli? Jestem przekonana, że znaleźliby się czytelnicy, którym by to się nie podobało, i najwyraźniej tak samo było z powieścią Kathryn Stockett.
„Służące” to opowieść o zmianach społecznych oglądanych z dwóch stron barykady. W czasie gdy reszta świata słuchała Beatlesów i tańczyła rock’n’rolla, na amerykańskim Południu dziewczyny nosiły skromne sukienki zakrywające ramiona, których praniem, tak jak i całą resztą domowych obowiązków, zajmowały się czarne służące. I chociaż w całej Ameryce wrzało już od ruchu na rzecz swobód obywatelskich, choć siedem lat minęło już od słynnego protestu Rosy Parks, która wbrew prawu odmówiła ustąpienia miejsca w autobusie białemu mężczyźnie, chociaż już za kilka miesięcy miał się odbyć marsz Martina Luthera Kinga na Waszyngton, to w 1962 roku w Jackson w stanie Missisipi dyskryminacja rasowa była na porządku dziennym, a jakiekolwiek działanie na rzecz jej zniesienia, choćby najbardziej skromne, było karane całkowitym ostracyzmem społecznym. Jednak trzy bohaterki książki, dwie czarne służące i biała dziewczyna z zamożnej rodziny, same nie wiedząc dlaczego, rzucają wyzwanie temu stanowi rzeczy. Decydują się wspólnie napisać książkę, która opowie o tym, jak naprawdę wygląda życie czarnej służącej. Tym samym stawiają na szali życie swoje i swoich najbliższych – jednego z czarnych chłopców pobito prawie na śmierć i oślepiono tylko za to, że przypadkiem wszedł do nieoznakowanej łazienki dla białych.
W „Służących” przeplatają się historie kilku osób, każdej innej, każdej jednakowo interesującej. Oprócz szokującego obrazu faktycznego niewolnictwa, jakim była praca czarnych pomocy domowych, poznajemy także dość wątpliwe uroki bycia młodą dziewczyną na Południu w latach sześćdziesiątych. Skeeter jest ambitna, kończy studia i chce zostać dziennikarką, cóż z tego jednak, skoro dla jej rodziców liczy się tylko, żeby znalazła sobie jak najszybciej męża. Ta postać wzorowana jest prawdopodobnie na życiu samej autorki, która wychowała się na Południu pod opieką czarnoskórej niani. Cała książka, a zwłaszcza postać Aibileen, jednej ze służących, narratorki, która otwiera i zamyka powieść, jest hołdem dla tej niedocenianej opiekunki z dzieciństwa, o której życiu jej podopieczna tak naprawdę niewiele wiedziała. Aibileen była matką dla wielu białych dzieci. Wychowywała je do momentu, gdy zaczęły traktować ją z wyższością, wtedy nie mogąc tego znieść odchodziła, by z czułością i troską zająć się kolejnym zaniedbanym przez matkę niemowlakiem. Jej własny syn zginął przez beztroskę białych pracodawców. Myśl o nim daje jej odwagę, aby zmieniać rzeczy, o których zmianie nawet jej się nie śniło.
Obraz życia w epoce zmian jest bez wątpienia najmocniejszą stroną tej powieści, dla mnie tematem najciekawszym i najbardziej poruszającym był wątek pisania książki, która może zmienić świat. Kobiety, których nikt dotąd nie słuchał, poniżane i przestraszone, dzięki mocy literatury odkrywają w sobie siłę, uzyskują własny głos i szansę bycia wysłuchanymi. Niepokorna Minny, która długo nie chciała trafić do książki, mówi w końcu: „lubię opowiadać te swoje historie, mam poczucie, że nie siedzę z założonymi rękami. Jak wychodzę, beton zalegający mi w piersiach jest rozluźniony, pokruszony i parę dni idzie oddychać.” Książka, która powstaje, zmienia przede wszystkim ją i inne kobiety, dając im nadzieję i odwagę, a „Służące” stają się peanem na cześć tej niezwykłej mocy literatury.
Moja ocena: 5/6
No Comments