Szukałam tej książeczki w księgarniach już od dłuższego czasu, aż wreszcie zrezygnowana zamówiłam ją w amazonie. Po przeczytaniu tym bardziej żałuję, że nikt jej do naszych sklepów nie sprowadza, bo to urocza, zabawna i mądra opowieść. Nie czytałam nic więcej Alana Bennetta, ale chyba będę to musiała nadrobić.
„The Uncommon Reader” to historia o królowej, w domyśle Elżbiecie, jako że określana jest tylko jako the Queen. Otóż pewnego dnia królowa spaceruje z psami po ogrodzie zamku Windsor, gdy psy nagle biegną w stronę, której raczej unikały. Królowa podąża za nimi i napotyka na pojazd, którego wcześniej nie widziała, a nawet jakby widziała, nie podeszłaby do niego. Okazuje się, że jest to obwoźna biblioteka. Królowa czuje się neico niezręcznie, i skoro już podeszła i zaczęła rozmowę, postanawia coś wypożyczyć. Jej wybór pada na Ivy Compton-Burnett, nie dlatego, że jest jej fanką (królowa czyta raczej niewiele), ale dlatego, że nadała jej niegdyś tytuł szlachecki. Czyta książkę bez specjalnej przyjemności i nie planuje kontynuować wypożyczania. Tak się jednak składa, że musi sama odnieść książkę tydzień później, a skoro już jest w bibliotecznym wozie, czuje się zobligowana do wypożyczenia kogoś jeszcze. Tym razem wybiera Nancy Mitford, która jest jej znajoma przez rodzinne koneksje, i przepada z kretesem pogrążona w jej książce. Nałóg, który większość czytelników tego bloga zna i pielęgnuje, dopada królową, a ona sama zaczyna lekko zaniedbywać swoje obowiązki i zmieniać niektóre obyczaje. Próbuje nadrobić stracony czas, czytuje klasyków i pisarzy współczesnych, tych ostatnich często spotkałą przed laty, gdy nadawała im tytuły szlacheckie, a teraz żałuje, że nie znała wtedy ich książek i zmarnowała okazje do rozmowy, które już się nie powtórzą, bowiem, jak mówi jej mąż, wszyscy nie żyją. Zamiast zwyczajowych pytań o drogę i korki w mieście, podczas oficjalnych audiencji wypytuje swoich gości o to, co właśnie czytają, budząc ich sporą konsternację. Gdy jednak zaczyna zadawać cotygodniowe lektury premierowi, dworzanie i doradcy zaczynają podejmować środki zaradcze.
Bennett wykorzystuje komiczny potencjał opowieścii niejednokrotnie podczas lektury wybuchałam śmiechem. Tym, co mnei jednak ujęło najbardziej, jest jego umiejętność łączenia komizmu z całkiem poważnymi refleksjami na temat natury czytania i jego skutków. Królowa chwilami jest po prostu osamotnioną starszą panią, która zaczyna dostrzegać, że poświęciła całe życie nudnym obowiązkom, a teraz próbuje odnaleźć siebie i swój własny głos. Z monarchini staje się człowiekiem z krwi i kości, równie często budzącym podziw, jak i współczucie.
Bennett brawurowo prowadzi swoją słodko-gorzką opowieść ku zaskakującemu zakończeniu. Po przeczytaniu ostatniego zdania śmiałam się aż do łez. Lionel Shriver cytowana na okładce określiła tę historię mianem bajki dla dorosłych, i trudno się z nią nie zgodzić, tym niemniej jest bajka utrzymana w znakomitym stylu, podszyta refleksją i jak to bajka – urocza.
Moja ocena: 5/6
No Comments