Z Pauliną, moją imienniczką, nie znamy się osobiście, wydaje mi się jednak, że kiedy się wreszcie spotkamy, będziemy miały wrażenie, że jesteśmy starymi znajomymi. Dlaczego? Ponieważ bardzo często czytamy te same książki, a to dokładnie tak, jakbyśmy miały wspólnych przyjaciół!
Znana jako Viv, Paulina to krakowianka całym sercem i duszą. Jej blog, Krakowskie czytanie, to nie tylko zbiór świetnych recenzji – sporo tam tekstów o Krakowie i o książkach, w których pojawiają się krakowskie wątki. To taki klasyczny blog książkowy, z autorką, która daje się poznać przez swoje teksty, ze stosikami, wyzwaniami, recenzjami, relacjami z targów książki. Warto zaglądać!
Zapraszam do przeczytania o książkach, o których opowiada Viv!
Książka, która odmieniła moje życie
Czy była taka książka, które odmieniła całe moje życie? Chyba nie. Za to wiele lektur wpłynęło w większym lub mniejszym stopniu na część mnie – na to, jak postrzegam świat wokół, i jak kształtuję ten wewnętrzny, na moje plany na przyszłość i sposób, w jaki radzę sobie z przeszłością. Na moje zainteresowania, i na moją ignorancję – zabierając mnie w zupełnie nieznane regiony i stawiając przez obcymi mi dotąd problemami (choćby ostatnio, czytając Śmierć w Amazonii po raz pierwszy zetknęłam się z problemami ochrony środowiska w puszczy Amazońskiej).
Książką, która zaważyła na całym moim życiu był… Kubuś Puchatek. Pierwsza przeczytana przez mnie własnoocznie książka. Zajęło mi to trzy miesiące, i byłam z siebie strasznie dumna, że tak szybko! Czytanie jako czynność spodobała mi się tak bardzo, że czytam do dziś. Już trochę szybciej.
Mało znana książka, która zasługuje na szerszą uwagę
Niedawno przez mnie czytana powieść młodzieżowa autorstwa Benjamina Alire Saenza Inne zasady lata (Oryg. Aristotle and Dante discover the secrets of the universe). Książka bardzo znana w Stanach Zjednoczonych, ale zupełnie pominięta u nas. Winę za to osobiście przypisuję zerowej informacji medialnej, że to u nas w ogóle wyszło, zmianie tytułu i okładki, i to tak diametralnej i na niekorzyść, że łzy mi płyną do oczu, ilekroć na nią patrzę.
Ta krótka i oszczędna powieść opowiada o dwóch nastolatkach, mieszkających w El Paso w Teksasie gdzieś w latach 80. Ubiegłego stulecia. Obaj mają nietypowe imiona, obaj pochodzą z latynoskich rodzin, ale sami ze swoim meksykańskim pochodzeniem nie mają wiele wspólnego, obaj dorastają. Autor w wyjątkowy sposób zdołał bez pietyzmu, bez zbędnych dramatów, ale i bez upraszczania opisać ten trudny okres w życiu. Na dwustu stronach mówi o rodzinie, o akceptacji tego, kim się jest, o tym, że nie zawsze jest łatwo, o przyjaźni, miłości, samotności. To pod każdym względem wyjątkowa książka, daleko wykraczająca poza etykietę „literatury młodzieżowej”; jeśli tak wygląda współczesna literatura skierowana do nastoletniego odbiorcy, to nie mamy się co martwić o przyszłość ludzkości.
Książka, którą czytałam wielokrotnie, i którą jednocześnie zabrałabym na bezludną wyspę
Któregokolwiek Harrego Pottera J. K. Rowling, najchętniej Zakon Feniksa, bo to moja ulubiona część i jednocześnie najgrubsza (lubię łączyć przyjemne z przyjemnym). To nie jest to, że kocham tę serię, ani nawet że ją ubóstwiam. O nie. Ja to czytam jako literaturę non-fiction. Ostatnio z racji wieku przestałam oczekiwać listu z Hogwartu, wpisującego mnie na listę uczniów, za to zaczęłam na stronie autorki „Pottermore” intensywnie studiować eliksiry i w przyszłości chcę zostać nauczycielką tego przedmiotu. Póki co zaś z dumą reprezentuję Hufflepuff na drodze ku zwycięstwu Pucharu Domów.
Nigdy wcześniej, i nigdy później premiera kolejnej część cyklu nie napawała mnie takim podekscytowaniem, jak wtedy, gdy miał się ukazać kolejny Potter. A gdy to już następowało, nie miało znaczenia – test z historii czy sprzątanie pokoju. Nie było mnie dla świata, zanim nie skończyłam czytać. Z Zakonem było o tyle ciężko, że to ciężka książka (w sensie fizycznym), ale i tak pakowałam ją razem książkami i zeszytami do ośmiu przedmiotów i dawaj na lekcje. A potem chowałam ją za segregatorem i czytałam na matematyce. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, jak bardzo igrałam wtedy z ogniem, bo zła wielkość marginesu na kartce powodowała, że nauczycielka krzyczała przez 20 minut. Jakby mnie wtedy dorwała z tym Potterem… Uff.
******************************************************************
Jak sądzicie? Harry Potter na bezludną wyspę? Nie jest to zły wybór, choć ja wolałabym wydanie, które miałoby siedem tomów w jednym 🙂 Swoją drogą, chyba jeszcze takiego nie ma, a szkoda! Czytania mnóstwo, a w razie potrzeby można się takim opasłym tomiskiem obronić 😉 Natomiast Inne zasady lata wpisuję natychmiast na listę książek do zdobycia!
Paulina – dziękuję, że się dałaś zaprosić!
No Comments