goście z innych miejscowości

Poniedziałkowy gość – porządek alfabetyczny

6 czerwca 2011

Poznań smaży się niemożebnie, ale upał nie upał, poniedziałek nastał i nie może minąć po raz kolejny bez gościa. Zapraszam więc do spotkania z autorką bloga porządek alfabetyczny, który lubię podczytywać także dlatego, że pełen jest nie tylko książek, ale i zapachów! Mało konwencjonalne odpowiedzi i ciekawa rada na koniec, polecam!

—————————————————————————————–

Mój blog narodził się rok temu, kiedy moja córka przestała potrzebować mnie 24/7. Jestem jedną z tych matek, które nie uznają niań, żłobków i zostawiania płaczącego dziecka w przedszkolu więc minęły prawie 4 lata zanim panna Z. wyruszyła na podbój świata, a ja usłyszałam swoje myśli.
Stałam przed moją zakurzoną biblioteczką w pokoju pełnym pluszaków, plakatów z małymi lekko przerażającymi zmutowanymi zwierzaczkami, a w głowie miałam puzelki, poniaki, barbiszony. Przed sobą kilkanaście zaczytanych ulubieńców, sporo one-night-stands do których już nigdy nie zajrzę, całą półkę Pobożnych Życzeń ( chciałabym-być-tak-mądra-i-cierpliwa-żeby-przeczytać-te-sążniste-biografie-ważnych-ludzi), zaskakująco dużo „książek roku”, debiutów roku, ”literackich wydarzeń roku” (po kilka na każdy rok, hmm). Słowem, trupiarnia.
Przypomniał mi się „Porządek alfabetyczny” Millasa: ”(…) a wtedy on zagroził mi, że jeżeli nadal będę odmawiał czytania, pewnego dnia książki, niczym ptaki, wylecą z domu i wtedy zostaniemy bez słów. Czasem w nocy, leżąc w łóżku, usiłowałem wyobrazić sobie świat bez słów; domyślałem się, że będziemy tracić słowa w porządku alfabetycznym (…)zawsze, gdy mówiono o ginących gatunkach, myślałem nie o jaszczurkach czy bizonach, tylko o słowach. Wybierałem jedno z nich, na przykład schody,i rozważałem możliwe następstwa jego zniknięcia. Przebiegałem w myślach miejsca, na które nigdy już nie miałem się wspiąć ani z nich zejść, i wtedy pociłem się i bladłem ze strachu.”
Postanowiłam wypuścić książki z domu, zanim same wylecą. Sporo oddałam, część sprzedałam na allegro, ale najskuteczniejszym sposobem na pozbycie się ich było, oczywiście, pożyczanie;)
Teraz korzystam z biblioteki. W mieście, gdzie większość uczelni to tzw. Wyższe Szkoły Gotowania na Gazie, panny sypiają na solarium, a chłopcy ubrani są tak, jakby właśnie szli albo wracali z siłowni, wizyta w bibliotece to mały akt nieposłuszeństwa, dziwactwo, nazwijcie to jak chcecie. Książki zamawia się przez internet i przyjeżdżają windą, mrużąc oczy od słońca, bo większość z nich całe życie spędziła w katakumbach pod Starym Rynkiem.
Trzy pytania, a ja nie umiem odpowiedzieć na żadne.


Ulubiona książka? Nie mam takiej. Albo inaczej: jest wiele takich. Czytam tak, jak mój znajomy słucha muzyki: filtruje przez nią całą rzeczywistość.
Co roku jesienią czytam „Dolinę Muminków w listopadzie”, ale nie nazwałabym jej swoją ulubioną książką, raczej rytuałem, który pomaga mi się ogarnąć, gdy wszystko wkoło umiera.
Pamiętam jak czytałam „Serce tak białe” Mariasa i podziwiałam, że można aż tak dokładnie przyglądać się światu. Przez chwilę (małą, ale jednak) wydawało mi się nawet, że czytanie o przytulaniu może być bardziej intensywne niż samo przytulanie;).
Czytałam „Niepocieszonego” Ishiguro i myślałam: ach tak, więc ktoś umie to opisać, ten wszechobecny stan niezrozumienia, wymykania się rzeczywistości, te drobne momenty, kaprysy, które zmieniają wszystko. I do tego zgoda Ishiguro na niejasności, to, że niektóre wydarzenia czy zachowanie bohaterów wydają się pozbawione sensu. Jakie grzeczne i martwe wydają się przy nim te książki, w których wszystko prędzej czy później zostaje wyjaśnione.
Czy te książki zmieniły moje życie? Być może. Na pewno zmieniły mój sposób czytania.
Czas na mało znaną książkę.
Oczywiście, nieznane nikomu arcydzieło mojego autorstwa, historyjka o pewnym wyżle, który zakochał się w jamniczce – bez wzajemności- i dbając o jej delikatne stópki udał się na poszukiwanie sandałków. Bez rezultatu. Ostatecznie w prezencie urodzinowym postanawia podarować siebie, pakuje się w karton ze wstążką, a gdy dama jego serca otwiera rano oko, w rozsłonecznionym pokoju w powietrzu unosi się wyżlęcy włos. Historyjka dla panny Z., która zna bohaterów, bo codziennie drapie ich za uszami. Z koszmarnymi ilustracjami autorki.
Bardziej serio: polecam waszej uwadze mało znaną książkę, którą już dawno zamierzaliście przeczytać. Od razu wiecie którą, prawda? W moim przypadku jest to „Pustelnia parmeńska”, obok której przechodzę codziennie od połowy lat 80. i nadal jej nie przeczytałam. Dziwnoróżowe, tanie wydanie Ś.P. PIW, strzelające klejem. Mało znana?! Wiem, wiem. Ale podejrzewam, że najmniej znane są właśnie te nobliwe, uznane za arcydzieła książki, które 'każdy powinien przeczytać’, ale jakoś prawie nikt tego nie robi. Zróbmy to. Czasem kończy się tak, że sprawdzona w ten sposób książka nie wraca już na półkę z arcydziełami. Tak dla mnie skończyło się czytanie 'Doktora Żywago’. Ale bywa i tak, że po lekturze 'Anny Kareniny’ za każdym razem, kiedy jeżdzę na łyżwach, myślę o tym, jak by to było chować ręce w mufce. Fantastycznie się też sprawdza jako terapia wstrząsowa. Jak tylko zorientowałam się, że jestem nieszczęśliwa, bo tak właśnie w podobnej sytuacji zachowałaby się Anna, od razu było mi trochę lepiej;p
Obiecałam kiedyś na blogu, że powinnam przyznawać się, pod wpływem czego piszę. Dziś jest to Aqua Allegoria Pamplelune. W skrócie: kroimy grejpfruta na pół, kładziemy przed sobą na stole i wpadamy w niego nosem, tak jak przyjaciel bohatera 'Anglika w Paryżu’ wylądował twarzą w zupełnie innym daniu. Bardziej finezyjne opisy zapachu znajdziecie tu:http://www.fragrantica.com/perfume/Guerlain/Aqua-Allegoria-Pamplelune-57.html To świetna strona dla tych, którzy, tak jak ja, jeśli nie pachną, to nie wiedzą,gdzie są.

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply