Jak to jest, że ostatnio każda książka, po którą sięgam, przyczynia się do mojego ciągłego niewyspania? Czy to moja wina, że wciąż zarywam noce, czy po prostu trafiam na takie lektury? Najpierw nie spałam przez „Kosogłosa”, potem kilka wieczorów spędziłam nad nowym kryminałem Jo Nesbo, a teraz, zupełnie niespodziewanie, „Kukułka” Antoniny Kozłowskiej zafundowała mi kolejne dwie noce prawie bez snu. Powinnam teraz sięgnąć po coś naprawdę nudnego, bo długo tak nie pociągnę…
„Kukułka” to wciągająca, przesycona emocjami powieść o dwóch kobietach, reprezentujących dwa światy. Marta mieszka na ogrodzonym osiedlu na przedmieściach, gdzie ludzie czują się lepsi, ekskluzywni. Iwona to woźna z pobliskiej podstawówki, mieszkająca z matką w ciasnym mieszkanku w starym bloku i samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Marta ma męża, dobrą pracę i jest skrajnie samotna, podczas gdy z trudem wiążącą koniec z końcem Iwonę otacza wianuszek sąsiadek i znajomych. Jedyne, co w życiu wychodzi Iwonie, to rodzenie dzieci – jedyne, co nie wychodzi Marcie. Los splecie je ze sobą, stykając każdą z nich zarazem ze światem, o którym dotychczas nie miała pojęcia.
Głównym tematem książki pozornie jest dziecko i potrzeba posiadania go, wydaje mi się jednak, że w istocie „Kukułka” opowiada o czymś innym. O tym, jak często marzymy o czymś tylko dlatego, że tego nie mamy. Chcemy żyć gdzie indziej, pewni że tam będzie lepiej – w świecie ogrodzonych bloków i prywatnych przychodni, w świecie matek z dziećmi przesiadujących w piaskownicy. Dla każdego z nas to „gdzie indziej” będzie inne, i nie zdajemy sobie sprawy, że taka zmiana niczego nie zmienia, szczęście bowiem nie leży na zewnątrz, ale w nas. Marta i Iwona marzą o tym, czego nie mogą mieć, nie zastanawiając się zbytnio, co by było, gdyby to dostały, i czy faktycznie byłoby im lepiej. Marzą tak desperacko, że decydują się na krok, który może je obie zniszczyć.
„Kukułka” nie zaskakuje, mimo że wciąga. Fabuła jest bardzo przewidywalna, a postaci dość schematyczne. Instynktownie stajemy od początku po stronie Marty – to ona nie może mieć dziecka i cierpi, i to ją poznajemy jako pierwszą. Autorka czyni więc Iwonę postacią daleko bardziej od Marty sympatyczną, abyśmy nie mogli dokonać łatwego wyboru i z góry osądzić jedną z bohaterek. Jednocześnie ten zabieg jest nieco zbyt przejrzysty, i w związku z tym irytowała mnie anielskość Iwony, która momentami zachowywała się jak święta. Marta wydaje mi się bardziej prawdziwa, i chociaż trudno ją lubić, to rozumiem ją i jej postępowanie jest dla mnie wiarygodne. I w jej przypadku jednak pojawia się wiele schematów, jak choćby dokonana przez nią aborcja i wątek winy i kary, trochę zbyt oczywisty. Dlaczego więc, mimo tych momentami przewidywalnych rozwiązań, czyta się tę książkę tak dobrze? Przyczyny są moim zdaniem dwie – kapitalne tło społeczne i emocjonalne nasycenie. Życie w dwóch sąsiadujących ze sobą światach na przedmieściach zostało opisane tak celnie, że trudno nie przeglądać się w nim jak w zwierciadle, jeśli się do którego z tych światów należy. Moment, w którym Marta odkrywa, że osiedle żyje w godzinach przedpołudniowych, że w czasie, gdy ona zawsze była w pracy, w mięsnym i w warzywniaku spotykają się kobiety niespiesznie wybierające produkty na obiad, matki z wózkami i opartymi na nich książkami snują się po alejkach, witając się po imieniu i wymieniając wrażenia o biegunkach, kolkach i słoiczkach z obiadkami, jest jakby żywcem wyjęty z moich własnych wspomnień z pierwszych tygodni urlopu macierzyńskiego, a szok Marty jest też mój. Emocje, które się kłebią w tej książce, nakazują wstrzymać oddech i szybciej przerzucać strony, niecierpliwie czekając końca.
Dobra powieść obyczajowa, napisana jak zwykle u tej autorki bardzo zgrabnie, obrazowo, wdzięcznie. Lubię książki Antoniny Kozłowskiej za to, że są właściwie o mnie – o nas, pokoleniu trzydziestolatków, ze wspólnymi wspomnieniami dzieciństwa w PRLu, żyjących w tej dziwnej, podzielonej rzeczywistości polskich miast. W „Kukułce” i wcześniej w „Czerwonym rowerze” odnalazłam wierny i niepokojący obraz mojego świata.
Moja ocena: 4.5/6
No Comments