Przeglądam spisy książek przeczytanych w tym roku, sprawdzając, które książki przeszły niezauważone na blogu. Jak co roku, jest ich kilka, tym razem więcej niż w poprzednich latach. Część zapewne pominę, ale są wśród nich tytuły, które nie mogą przejść niezauważone na Mieście Książek. Z pewnością należy do nich „Święty Psychol”, dość nietypowa książka jednego z moich ulubionych autorów, Johana Theorina.
Theorin znany jest z cyklu kryminałów, których akcja toczy się na szwedzkiej wyspie – Olandii. Tzw. kwartet olandzki nie został jeszcze w całości wydany w Polsce, wciąż czekamy na tom ostatni. Klimatyczne kryminały z nutą gotyku są napisane po mistrzowsku – świetnie zbudowane napięcie, wciągająca intryga, pełna grozy atmosfera wywołująca lekki dreszcz na plecach. Podobny nastrój znajdziemy w „Świętym Psycholu” – powieści nie należącej do cyklu i, co zaskakujące, właściwie nie będącej kryminałem. Bliżej tej książce do thrillera psychologicznego, chociaż to też nie jest idealne określenie. Brak tu klasycznej zagadki, nie ma detektywa, nie ma też początkowo żadnej zbrodni. Byłam nieco zdziwiona podczas lektury, informowałam wręcz U co mniej więcej 50 stron, że dalej nie ma trupa.
Nie oznacza to jednak, że „Święty Psychol” jest nudny i nic się w tej książce nie dzieje. Wręcz przeciwnie – akcja, a zwłaszcza nastrój, wciągają bardzo skutecznie. Święty Psychol to szpital psychiatryczny. Przy szpitalu mieści się nietypowe przedszkole – uczęszczają do niego dzieci osób leczonych w zakładzie. Ktoś uznał, że wizyty dzieci mogą korzystnie wpłynąć na chorych, dzieciaki więc uczą się w placówce połączonej ze szpitalem podziemnym korytarzem. Niektóre nawet w przedszkolu nocują. Do tego właśnie przedszkola trafia Jan – nauczyciel, nie mogący nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, mimo że dzieci go lubią. Jan skrywa jakiś sekret, którego powoli możemy się domyślać. Praca w Świętym Psycholu ma mu dać okazję do spotkania z kimś zamkniętym na jednym z oddziałów szpitala.
Nie będę zdradzać nic więcej z fabuły, z pewnością jednak możecie sobie wyobrazić, że miejsce akcji stwarza ogromny potencjał. Każdy nierozważny ruch Jana może sprowadzić niebezpieczeństwo na i tak już skrzywdzone dzieciaki. W dodatku on sam wydaje nam się dziwnie kruchy. Pozornie nie dzieje się wiele, ale cały czas wisi nad czytelnikiem poczucie zbliżającej się katastrofy. Wiemy, że nastąpi, nie wiemy tylko kiedy i w jakiej formie. Czekamy, trochę się irytując, że nic się jeszcze nie wydarzyło, a tak naprawdę przygryzając wargi i wstrzymując lekko oddech. Bo Theorin chce nas przestraszyć, i trzeba przyznać, że umie to robić.
Edgar Allan Poe, mistrz horroru, uważał, że aby wywrzeć wrażenie na czytelniku, trzeba skłonić go do nieprzerwanej lektury. Jeśli czytając jakiś tekst odrywamy się – idąc do łazienki, robiąc sobie herbatę, czy wręcz odkładając książkę na noc – niweczymy efekt, który autor chciał osiągnąć. Opowiadania Poego są dość krótkie, łatwo je czytać bez przerw, z powieścią to już bywa niemożliwe. Zupełnie przypadkiem jednak udało mi się przeczytać „Świętego Psychola” w jeden dzień, prawie bez przerywania. Była to jedna z nielicznych spokojnych sobót tej jesieni i miałam zamiar poświęcić ją na leniuchowanie. Otworzyłam książkę wczesnym rankiem, i jakoś tak wyszło, że późnym popołudniem przewróciłam ostatnią stronę. I mam wrażenie, że dzięki temu efekt zaplanowany przez autora zadziałał na mnie w idealny sposób. Wydaje mi się wręcz, że czytanie tej książki na raty musi powodować, że nie spodoba nam się aż tak bardzo, chyba że przerwy nie będą zbyt długie. Stopniowo narastające napięcie, budowanie nastroju za pomocą drobnych scen i rekwizytów, zagadka zdradzana fragmentami i czekanie na najgorsze – wszystko to razem składa się na opowieść o dziwnym miejscu, o ludziach naznaczonych szaleństwem, o krzywdach niewybaczonych i obietnicach niezapomnianych. Niby inna to książka od kryminałów z cyklu olandzkiego, ale utrzymana w podobnie niesamowitym klimacie. I zdecydowanie godna uwagi.
Moja ocena: 5/6
No Comments