Tylko tym zajmowałam się przez ostatnie kilka dni. Czytałam, spacerowałam, gawędziłam z przyjaciółmi, z którymi razem pojechaliśmy na kilka dni w nasze ulubione góry. Ognisko, wycieczki i długie wieczory na tarasie nie nastrajały do poważnych lektur. Odłożyłam więc na bok wszystko, co czytałam, i połknęłam typowo wakacyjną lekturę. o bo co lepiej nadaje się na taki relaks, niż najlepsza powieść romantyczna tego roku?
Powieść Julii Gregson jest faktycznie romantyczna i jest dość prawdopodobne, że nie sięgnęłabym po nią, gdyby nie czas i miejsce akcji. Indie i zmierzch imperium brytyjskiego to tło, któremu nie umiem się oprzeć. Chociaż więc akcja jest dość naiwna i przewidywalna, książkę przeczytałąm z prawdziwą przyjemnością.
Bohaterkami są trzy młode, niedoświadczone i naiwne kobiety, które z różnych przyczyn wyruszają w podróż do Indii. Rose jedzie, aby wyjść za mąż – jej narzeczony jest oficerem w Indiach. Tor, jej przyjaciółka, będzie druhną, przy okazji zaś sama ma nadzieję znaleźć męża (mniej urodziwe dziewczęta, którym nie udało się wyjść za mąż w Anglii, wyjeżdżały do Indii, ponieważ tam stosunek mężczyzn do kobiet był zdecydowanie bardziej korzystny, więc też szanse zamążpójścia zdecydowanie wzrastały). Viva, początkująca pisarka, dla podreperowania swojego niewielkiego budżetu, podejmuje sie odpłatnej opieki nad obiema dziewczętami, sama zaś jedzie do Indii, aby odkryć prawdę o śmierci swoich rodziców.
Część akcji toczy się na statku, luksusowym i pełnym rozrywek. Tam dziewczęta poznają dwóch mężczyzn, którzy na różne sposoby wpłyną na ich dalsze losy. Na statku też, dyskutując o Indiach, pełne obaw i oczekiwań, zawierają prawdziwą przyjaźń. W Indiach nic nie jest takie, jak się spodziewały. Ta część książki bawiła mnie najbardziej. Bohaterki może i były naiwne, ale momentami przypominały mi mnie samą, gdy jako 19-latka wyruszyłam w swoją pierwszą wielką podróż i przeżywałam ten sam szok kulturowy na widok nagich joginów, slumsów i biedy.
„Na wschód od słońca” nie jest niczym więcej, ale też niczym mniej, niż dobrym romansidłem. To książka pełna słońca i życia. Co z tego, że z góry wiadomo, jak się to wszystko skończy, skoro akcja toczy się wartko i trzyma w napięciu, a tło pobudza wyobraźnię. Okres, gdy Indie były „perłą w koronie”, a zwłaszcza schyłek tej epoki, gdy imperium upadało, a na jego zgliszczach tworzyło się nowe państwo, jest fascynujący. Julii Gregson udało się pobudzić moją wyobraźnię, dlatego nie uważam tych kilku godzin spędzonych nad jej książką za zmarnowane.
Moja ocena: 4-/6
No Comments