w kinie i w teatrze

Wiktor i panny

15 marca 2010

A więc jednak, da się! Można jeszcze zrobić spektakl bez udziwnień, wodotrysków, w tradycyjnej, wręcz dosłownej scenografii, a mimo to kompletny, wielowymiarowy. „Panny z Wilka” w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego, wystawione w poznańskim Teatrze Polskim zaskakują od pierwszych minut, aby na końcu zostawić widza z mnóstwem refleksji i pytań. Początek zdecydowanie nietypowy już dzisiaj. Dekoracje realistyczne do bólu, łącznie z leśną ściółką rozsypaną z przodu sceny. W głębi, za muślinowymi zasłonkami, kryje się wnętrze staropolskiego dworku – wielki stół, porcelanowa zastawa, pianino, bibelociki, stylowa kanapa. Słychać świergot ptaków, dźwięki lasu. Szybko jednak się okaże, że nie mamy do czynienia z dosłownym przełożeniem opowiadania Iwaszkiewicza na język teatru, że reżyser nie tyle opowiada, co zadaje pytania.

Centralną postacią jest tutaj Wiktor. Zmęczony, zrezygnowany, niespokojny, jedzie na pierwsze wakacje od czasu śmierci swojego jedynego przyjaciela, kleryka Jurka. Jurek go zresztą nie opuścił – wciąż jest przy nim, rozmawia z nim, zadaje mu pytania, niepokoi, wciąż jest jedyną osobą, która Wiktora rozumie. Jest chłopięcy, niewinny i niepokojący. Jest dla Wiktora ważniejszy niż panny, których przecież było pięć, jak więc można było wybrać którąś z nich? Po latach, panny z Wilka są równie zagubione jak Wiktor. Jego przyjazd wyzwala w nich chęć uporania się ze wspomnieniami, z porażkami, chcą wydawać się szczęśliwsze, bardziej spełnione, niż są w istocie. Każda jest inna, inaczej zagrana. Każda próbuje przypomnieć sobie dawną siebie – i nie daje rady. Nie da się ożywić dawnych wzruszeń, nie da się bezpiecznie powrócić do starej miłości. Zresztą Wiktor nie jest już taki sam. Teraz on też ocenia, ucieka, boi się „domowego ciepełka”, w które chcą go wciągnąć siostry. Zadaje sobie wciąż pytania o to, czy była to przyjaźń, czy kochanie – które to pytanie nabiera jednak szczególną wagę nie w konfrontacjach z pannami, ale w rozmowach ze zmarłym Jurkiem. Homoseksualny charakter ich relacji jest bardzo subtelnie (za wyjątkiem jednej sceny) zasugerowany, i być może to on jest przyczyną niemożności zbudowania związku z którąś z sióstr z Wilka. W końcu to duch Jurka, a nie zmarłej Feli, nawiedza Wiktora. A wszyscy, i Jurek, i panny z Wilka, chcieliby usłyszeć od Wiktora, że odwzajemniał ich uczucia.

Głównym tematem spektaklu jest niemożność. Niemożność podjęcia decyzji, wybrania którejkolwiek z możliwości. Scena przyjazdu Wiktora do Wilka odgrywana jest pięciokrotnie, jakby testując różne opcje i badając pamięć widza – czy tak to było za pierwszym razem? A co by było, gdybyśmy zagrali to inaczej? Czy cokolwiek by to zmieniło? Pięć początków, pięć sióstr, pięć trudnych rozmów, pięć prób odzyskania samych siebie, pięć porażek. Nawet najmłodsza Tunia, jedyna nieobciążona bagażem wspomnień, nie może zainteresować Wiktora, który widzi w niej tylko cień Feli.

Znakomita rola Michała Kalety jako Wiktora – jest po prostu prawdziwy, pomimo staroświeckich ubrań na wskroś współczesny – zagubiony, nie całkiem już młody człowiek, który nie potrafi zdecydować, co zrobić ze swoim życiem. Wachlarz możliwości przytłacza go, woli uciec niż podjąć decyzję.

Trudno oglądać „Panny z Wilka”, nie porównując ich z wersją filmową. Reżyser nie ucieka przed tą konfrontacją, wręcz przeciwnie, Kazia jest tak podobna do filmowej odpowiedniczki, że musi być ukłonem w stronę Wajdy (nawiasem mówiąc, Barbara Krasińska ma fenomenalny głos!) Tak jakbyśmy mierząc się z tematem pamięci i powrotów nie mogli zapomnieć o oglądanym przed laty filmie, musimy go przywołać, ale tylko po to, aby stwierdzić, że tym razem jest inaczej – tym razem w centrum uwagi jest Wiktor, a nie panny.

Znakomity spektakl, zaskakujący i kompletny, zagrany z lekkością i powagą zarazem, spektakl, w którym można się przejrzeć jak w lustrze, w które zresztą nie zawsze chcemy z własnej woli patrzeć. To mój pierwszy raz w Teatrze Polskim, i już sprawdzam repertuar na kolejne tygodnie. Teatr Nowy mnie ostatnio kilka razy zawiódł, i cieszę się, że skłoniło mnie to do wyjścia do Polskiego.

Zdjęcia Marek Zakrzewski – ze strony Teatru Polskiego (http://www.teatr-polski.pl/index.php?s=44&a=45&f=1)

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply