Nie jestem pewna, czy potrafię napisać recenzję książki, którą czytałam wczoraj do bardzo późnej nocy. Po przeczytaniu „Chłopca z latawcem” czekałam niecierpliwie na nową powieść Hosseiniego i niedawno miałam wreszcie, dzięki Chihiro, okazję ją przeczytać. I nie wiem, co powiedzieć. No bo jak tu się przyznać, że po raz pierwszy od wielu, wielu lat płakałam czytając; że momentami musiałam odkładać książkę, bo byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam czytać dalej. A przede wszystkim, jak to możliwe, że takie emocje wzbudziła we mnie książka uproszczona i melodramatyczna, a w dodatku opierająca się na schematach sprawdzonych już w „Chłopcu z latawcem”.
„A Thousand Splendid Suns” faktycznie ma wszystkie te wady. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to jedocześnie poruszająca opowieść o potężnej sile, a Hosseini ma tak niezwykły dar opowiadania, że wszystkie niedociągnięcia wybacza się mu bez mrugnięcia okiem.
Bohaterem „Chłopca z latawcem” był nieszczęśliwy, pokrzywdzony chłopiec, dorastający w trudnych realiach wojny domowej w Afganistanie. Jego najlepszy przyjaciel ratuje go z opresji, poświęcając dla niego wszystko, co było mu drogie – ich przyjaźń i wspólne życie. Bohater, niczym conradowski lord Jim, idzie przez życie obarczony brzemieniem wstydu, aby ostatecznie odkupić swoje winy. „A Thousand Splendid Suns” opiera się na podobnym schemacie, z tym, że bohaterkami są tym razem kobiety. Mariam jest nieślubną córką zamożnego właściciela kina w Heracie. Wraz z matką żyje na obrzeżach społeczeństwa, w lepiance za miastem. Ojciec odwiedza ją raz w tygodniu, a Mariam o niczym nie marzy bardziej, niż o tym, aby stać się częścią jego prawdziwej rodziny. Gdy jednak podejmuje próbę otwartego zaistnienia w życiu ojca, zostaje przez niego odepchnięta. W tę samą noc jej matka popełnia samobójstwo, a piętnastoletnia Mariam zostaje całkiem sama. Chcąc pozbyć się kłopotu, ojciec wydaje ją za starszego od niej o 30 lat Rasheeda, który wywozi ją do Kabulu, gdzie każe jej nosić burkę i żyć w upokorzeniu i wśród przemocy. Druga bohaterka, Laila, przechodzi jeszcze bardziej dramatyczne chwile. Wychowana w liberalnej rodzinie, dobrze wykształcona, zakochana z wzajemnością, wskutek tragicznych wydarzeń traci wszystkich i wszystko. Gdy odkryje, że jest w ciąży, wierząc, że jej ukochany nie żyje, godzi się zostać drugą żoną Rasheeda. Dalszego ciągu nie zdradzę, ponieważ w tym miejscu akcja właściwie zostaje dopiero zawiązana.
Najciekawszym fragmentem powieści jest opis wzajemnych stosunków Mariam i Laili od chwili, gdy Laila jako nowa żona zakłóca spokojne życie Mariam. Wzajemna wrogość zaczyna jednak stopniowo znikać, a gdy kobiety odkrywają, że jako żony okrutnego i złośliwego Rasheeda stoją po tej samej stronie barykady, rodzi się między nimi niezwykła bliskość. We wrogim dla kobiet świecie tylko we własnym gronie mogą znaleźć zrozumienie i uczucie. W miarę upływu lat Laila staje się dla Mariam córką, której nigdy nie miała, dlatego w chwili najwyższego zagrożenia Mariam, podobnie jak Hassan w „Chłopcu z latawcem”, zdecyduje się na poświęcenie, którego nie sposób ogarnąć rozumem.
Książka pełna jest okrucieństwa. Nie polecę jej z czystym sumieniem żadnej młodej matce, ponieważ sama, odkąd zostałam matką, źle znoszę książki, w których dzieciom dzieje się krzywda. Los kobiet i dzieci, zwłaszcza dziewczynek, w Afganistanie jest tak niewyobrażalnie straszny, że nie jest łatwo o nim czytać, zwłaszcza gdy opisuje go ktoś tak utalentowany jak Hosseini. Przy niektórych scenach czułam się prawie jakbym znowu miała sześć lat i oglądała w kinie Kritersów. Jednocześnie jednak całe okrucieństwo i grozę łagodzi nieco przeczucie, że czytamy przypowieść lub bajkę, i że tak jak w bajce wszystko się dobrze skończy.
Niektóre sceny są nieznośnie melodramatyczne. Postaci czarne lub białe, tylko Mariam i Laila zyskują momentami nieco głębii. Hosseini nie kryje jednak w wywiadach, że jest przede wszystkim opowiadaczem historii, i trzeba przyznać, że jest w tym dobry. Historia Mariam i Laili pochłania bez reszty, a ponadto, przy całym swoim tragizmie potrafi zachwycić swoim pięknem i niczym nieumotywowanym optymizmem. Aby zaś kupić czytelnika bez reszty, Hosseini osadza całą opowieść w mieście, które z pewnością kocha, które potrafi opisać z detalami i czułością. Kabul, miasto tysiąca słońc, jawi nam się jako fascynująca metropolia, zniszczona, lecz czekająca tylko na moment, gdy będzie mogła odrodzić się z popiołów. W tle zdarzeń toczy się zaś Historia, jednocześnie bliska nam, bo znana z nagłówków gazet, oraz obca, egzotyczna i nierealna.
Mysłałam, że „Chłopiec z latawcem” znajdzie się w czołówce moich Książek Roku. „A Thousand Splendid Suns”, niezwykle piękna i ważna książka, wyprzedza go jednak o kilka długości.
No Comments