Stare Miasto

(Nie)zwykły wiek osiemnasty, cz. 2 – Henrietta Howard

11 marca 2012

Henrietta Howard

W poprzednim odcinku opowiadałam o kłótni między Jerzym I a jego synem, księciem Jerzym, która zaowocowała wyrzuceniem z pałacu księcia i jego żony. Warto jednak zauważyć, że przeprowadzka następcy tronu ingeruje w życie bardzo wielu ludzi, którzy muszą mu towarzyszyć, a co za tym idzie, zmieniają miejsce zamieszkania, częstokroć zostawiając swoją rodzinę na dworze królewskim. Tak też było w przypadku słynnej kłótni o chrzciny, zaś jedną z osób, które stanęły przed dylematem – wyprowadzić się z pałacu wraz ze swoimi pracodawcami – księciem i księżną, czy też zostać z mężem, który służył w orszaku króla, była Henrietta Howard. Kobieta niezwykła, której wpływ na historię Jerzego II i jego dworu trudno przecenić. Spędziła ona życie niejako między młotem a kowadłem, będąc damą dworu i osobistą towarzyszką królowej Caroline, a jednocześnie wieloletnią oficjalną kochanką jej męża, Jerzego II.

Życie Henrietty nie było bynajmniej usiane różami, a pozycja, którą udało jej się zdobyć, wydaje się zadziwiająca. Po wysłuchaniu jej historii zgodzicie się ze mną, że musiała mieć wyjątkowo ciekawą osobowość i silny charakter. Była ładna, poważna, wykształcona. Źle słyszała i być może dlatego dobrze znosiła towarzystwo króla, znanego nudziarza. Mimo iż sypiała z mężem królowej, ta zrobiłaby wiele, aby zatrzymać ją na dworze na zawsze. Zaś trudności, z którymi musiała się w życiu zmierzyć, niejednego by zmogły.

Już od jej wczesnego dzieciństwa nad rodziną wisiało jakieś fatum. Henrietta urodziła się w Norfolk, w rodzinie Hobart. Jej ojciec był ziemianinem, niezbyt zamożnym, choć ich dom rodzinny bynajmniej nie wygląda jak siedziba zubożałej szlachty.

Blickling Hall, rodzinny dom Henrietty

Może ich losy nie potoczyłyby się aż tak tragicznie, gdyby nie brawura, lekkomyślność i buta ojca Henrietty, Sir Henry’ego. Otóż po przegranych wyborach w swoim hrabstwie, Sir Henry nie mógł się pozbierać. Od dawna miał opinię raczej krewkiego mąciwody, porażka polityczna, z którą wiązały się dalsze straty finansowe, najpierw go zawstydziły, a następnie rozzłościły. Za wszelką cenę pragnął wyładować swoją złość, potrzebny był mu jedynie kozioł ofiarny.

Rolę tę dobrowolnie przyjął jego sąsiad, a zarazem polityczny rywal, pan Oliver Le Neve. Le Neve, który podobnie jak większość mieszkańców tej okolicy, nie przepadał za Sir Henrym, zaczął rozpowszechniać plotki o jego rzekomym tchórzostwie podczas bitwy, w której obaj uczestniczyli wiele lat wcześniej. Być może zresztą plotki były jedynie wymysłem samego Sir Henry’ego, który bardzo chciał wyładować na kimś złość. Le Neve bowiem był raczej statecznym człowiekiem, który niedawno ożenił się po raz wtóry i pragnął w spokoju cieszyć się wiejskim życiem, a nie walczyć z krewkim sąsiadem. Sir Henry rzucił mu jednak wyzwanie na pojedynek, a choć walka na miecze nie była już zbyt popularnym sposobem rozstrzygania sporów, honor nie pozwalał mężczyźnie odmówić.

Le Neve, chcąc nie chcąc, stawił się w wyznaczonym miejscu pewnego sierpniowego poranka roku 1698. Nikt nie przyprowadził sekundanta i zapewne nie byłoby żadnych świadków tragicznego w skutkach pojedynku, gdyby nie przypadkowo przechodząca dziewczyna ze wsi, która widząc, co się dzieje, ukryła się w krzakach.

Sir Henry był lepszym fechmistrzem i pierwszy zadrasnął przeciwnika. Być może był tak pewny zwycięstwa, że stracił koncentrację, a może jego przeciwnikowi dopisał (wątpliwy) łut szczęścia, bo to ostatecznie Le Neve wbił miecz głęboko w brzuch przeciwnika. Przerażony tym, co zrobił, uciekł czym prędzej, a że pojedynek bez sekundantów był niezgodny z prawem, nie tracił czasu i udał się do najbliższego portu, aby opuścić kraj, zanim dosięgnie go prawo. Nie wiadomo, kto zaniósł Sir Henry’ego do domu, szybko wezwano też chirurga, nic jednak nie można było zrobić. Ojciec Henrietty zmarł następnego dnia.

Miejsce pojedynku upamiętnia kamień, był to ostatni pojedynek w hrabstwie Norfolk.

Henrietta miała wtedy 9 lat i była jedną z siedmiu sióstr. Miała też jedynego brata, który był zaledwie czterolatkiem. Ciężar utrzymania tak licznej rodziny spoczął na matce. Prawdopodobnie próbowała ona ponownie wyjść za mąż – był to jedyny sposób na rozwiązanie problemów finansowych samotnej kobiety, jednak bez posagu, z gromadką dzieci i zadłużoną posiadłością nie stanowiła niestety zbyt dobrej partii. Musiała przenieść się wraz z dziećmi do krewnych, a dokładnie trzy lata po śmierci męża (co do dnia), zmarła na suchoty.

Krótko po śmierci matki, cała gromadka dzieci wróciła do rodzinnego Blickling, które miało być zarządzane przez powierników aż do momentu osiągnięcia pełnoletności przez jedynego brata Henrietty. Opiekę nad resztą rodziny przejęły najstarsze córki, bliźniaczki, wówczas szesnastoletnie. Nie było im jednak dane spokojne dzieciństwo – jedna z bliźniaczek zmarła rok później, potem kolejna, następnie jeszcze dwójka rodzeństwa, i tak w wieku lat szesnastu Henrietta została najstarszą żyjącą z rodzeństwa, odpowiedzialną teraz za los pozostałych.

Henrietta postawiła wszystko na jedną kartę. Poprosiła krewnych o pomoc w znalezieniu męża, który zaopiekowałby się nią i zapewnił bezpieczeństwo reszcie rodzeństwa. Zaręczono ją z niejakim Charles Howardem, bratem wuja. Zdecydowała się zaryzykować małżeństwo – i przegrała.

Charles, początkowo uroczy i dobrze się zapowiadający, okazał się bowiem łotrem spod ciemnej gwiazdy. Uzależniony od alkoholu, chętnie uciekający się do przemocy hazardzista, nie tylko bił żonę, ale co więcej rzucił pracę w wojsku, zaciągnął mnóstwo karcianych długów i przepuścił resztki oszczędności. Henrietta, której życie dotąd przecież nie rozpieszczało, teraz dopiero poczuła, co to prawdziwy głód. W 1707 roku urodziłą syna, a wkrótce wszyscy troje zaczęli regularnie zmieniać miejsce zamieszkania, próbując uciec przed ścigającymi ich wierzycielami.

Plan ratunkowy obmyśliła, jak zwykle, Henrietta. Był to okres, gdy żyła jeszcze królowa Anna, ale wszyscy wiedzieli, iż jej dni są policzone. Następca tronu mieszkał w Hanowerze, ale w najbliższych latach to on miał zaludnić pałac St. James’s wybranymi przez siebie, nowymi dworzanami. Dwór królewski oznaczał miejsca pracy, zakwaterowanie i bezpieczną przyszłość. Aby jednak znaleźć się wśród garstki wybrańców, należało poznać Jerzego zanim przyjedzie do Londynu – wtedy będzie już za późno, jako że wszyscy znali reguły gry i starali się wkraść w łaski monarchy odpowiednio wcześniej. Angielskich artystów, poetów, szlachciców i naukowców można było więc łatwiej spotkać w Hanowerze, niż na londyńskich ulicach. Henrietta była dobrze urodzona, odpowiednio wykształcona (czytaj – miała dobre maniery, umiała tańczyć, śpiewać, rysować i konwersować), mogła więc starać się o posadę damy dworu. Jak jednak dostać się do Niemiec, jeśli nie ma się w ogóle pieniędzy? Sprzedaż łóżka nie wystarczyła, Henrietta rozważała więc przez moment ścięcie swoich pięknych, brązowych włosów – perukarz oferował za nie całkiem dobrą cenę, cenę, która zdaniem jej męża-prostaka „przewyższała wartość tych włosów”. Ostatecznie jednak do tak drastycznych posunięć nie doszło i sprzedaż mebli i rzeczy osobistych wystarczyła. Henrietta i jej mąż dotarli na hanowerski dwór.

Warto sobie uzmysłowić, iż samo zjawienie się przed następcą tronu niczego nie znaczyło. Chętnych było wielu, zaś posad na dworze zdecydowanie mniej. Zdobycie pracy nie było bynajmniej łatwiejsze niż dzisiaj. Największe szanse miało się „po znajomości”. Henrietta i Charles nie znali jednak nikogo na dworze. Można było też dać komuś łapówkę, aby przedstawił nas księciu lub księżnej – państwo Howard jednak nie mieli wystarczających środków. Tajemnicą pozostaje, jakim cudem udało im się tego dokonać, tym bardziej, że czas ich gonił – Charles nie potrafił długo zachowywać się przyzwoicie i należało działać szybko, zanim wywoła jakiś skandal. Henrietta musiała wykazać się nie tylko zdolnościami negocjacyjnymi, ale także sporym opanowaniem – stawką była przecież przyszłość jej syna. Na szczęście jej takt i urok osobisty zadziałały – polubiła ją matka Jerzego I, potem jego żona, a na końcu sam następca tronu. Księżna Karolina, żona syna Jerzego I, obiecała jej posadę na dworze, zaś Charlesowi szczęśliwie udało się przekonać do siebie księcia – tym razem nie zaważył urok osobisty. Wręcz przeciwnie – Jerzy nie lubił Anglików i prawdopodobnie bawiła go obecność grubiańskiego i źle wychowanego osobnika, który potwierdzał jego tezę na temat niższości tegoż narodu.

Tak czy inaczej – udało się. Gdy z Anglii przyszły wieści o śmierci królowej Anny, państwo Howard pospieszyli do Londynu, by w odpowiednim momencie zapukać do bram pałacu i przypomnieć rodzinie królewskiej o obiecanych posadach. Henrietta zjawiła się ponoć już kilka godzin przed świtem, i bynajmniej nie była jedyną oczekującą już damą. Księżna ją pamiętała, i tak Henrietta dostała posadę tzw. „woman of a bedchamber”, czyli damy dworu odpowiedzialnej za asystę w sypialni – do jej obowiązków należało wylewanie wody, w której myła się księżna, i pomaganie przy porannej toalecie. Bardzo osobiste i często niezbyt przyjemne obowiązki.

Nie wiadomo, w którym dokładnie momencie mąż księżnej zażądał jeszcze bardziej osobistych usług od damy dworu swojej żony. Prawdopodobnie wpadła mu w oko jeszcze w Hanowerze, jego babka zresztą jak najbardziej popierała ten romans, licząc, iż kochanka nauczy księcia lepiej mówić po angielsku. Żona nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia, a że Henrietta była niezbyt ambitna, raczej spokojna i cicha, stanowiła mniejszą konkurencję niż inne potencjalne kochanki. Henrietta mieszkała więc w pałacu razem z mężem, codziennie rano usługiwała księżnej, a codziennie wieczorem przyjmowała odwiedziny księcia.

Mężowi nie do końca się to podobało, a przynajmniej chciał wyciągnąć z tego dla siebie dodatkową korzyść. Zaczął szantażować Henriettę i utrudniać jej życie, która zaczęła się go panicznie bać.

Gdy nadszedł moment słynnej kłótni o chrzciny i dwór księcia musiał wyprowadzić się z pałacu, Henrietta oczywiście musiała im towarzyszyć. Mąż jednak wpadł w szał i zażądał, aby została. W przeciwnym razie miała nigdy już nie zobaczyć swojego syna. Henrietta została zmuszona do podjęcia kolejnej trudnej decyzji. W istocie jednak wyboru nie miała – musiała wyprowadzić się wraz z księżną. Syn został z ojcem, który konsekwentnie do końca życia nastawiał go przeciwko matce – dziecko zostało dla niej bezpowrotnie stracone.

Gdy Jerzy I zmarł, kochanek Henrietty został królem, zaś jej pozycja we dworze zdecydowanie wzrosła. Wciąż dyskretna, niezbyt ambitna, zawsze pomocna, stała się niezastąpiona dla królowej, która raczej współczuła jej, niż była o nią zazdrosna. Jerzy II miał wybuchowy charakter, w dodatku był raczej nudziarzem, w dodatku wyjątkowo gadatliwym. Henrietta jednak, którą wskutek życia w ciągłym stresie od wielu lat nękały uporczywe migreny, straciła częściowo słuch. Być może dzięki temu potrafiła z uśmiechem znosić wielogodzinne tyrady króla. Wciąż nie mogła się jednak uwolnić od męża – rozwód był wtedy czymś zaiste niezwykłym. Charles zresztą nie tracił nadziei na odzyskanie żony, zdobył nawet sądową zgodę na pojmanie jej siłą. Henrietta przestała więc w ogóle wychodzić z pałacu.

Z upływem czasu coraz bardziej jednak marzyła o ucieczce. Codzienne obowiązki były mało przyjemne – wylewanie brudnej wody, asystowanie królowej przy obcinaniu paznokci i tym podobnych czynnościach zaczęło ją brzydzić. W dodatku wiązało się z wczesnym wstawaniem i brakiem jakiegokolwiek życia prywatnego – na królewskim dworze prywatność nie istniała. Król był nią coraz mniej zainteresowany, zdarzyło mu się nawet na nią krzyczeć. W końcu jednak i do niej szczęście zaczęło się uśmiechać. Ulegając prośbom królowej, która bardzo chciała Henriettę przy sobie zatrzymać, król zapłacił Charlesowi 1200£ za zgodę na formalną separację. Co ciekawe, król płacił za zatrzymanie kochanki, której już nie chciał. Charles zaś wziął pieniądze za zrzeczenie się żony, której nie chciał przy sobie widzieć.

Szczęście się już od Henrietty nie odwróciło. Wkrótce zmarł brat jej męża, i Henrietta, choć w separacji, otrzymała tytuł Hrabiny Suffolk (Countess of Suffolk). Co więcej, to jej przypadły w spadku wszystkie pieniądze zmarłego szwagra, który wiedział, że nie ma sensu zostawiać ich bratu. Teraz, gdy miała tytuł, Henrietta nie mogła dłużej pełnić tak marnej funkcji na dworze. Awansowano ją do pozycji Mistress of the Robes, znacznie bardziej prestiżowej, a zarazem przyjemniejszej. Pojechała w końcu na pierwsze w swoim życiu wakacje – sześć tygodni w Bath. Zaczęła budować własny dom nad Tamizą, pomiędzy Richmond i Twickenham. Aż wreszcie, w 1734 roku, ku powszechnemu zdumieniu, złożyła u królowej wymówienie.

Oficjalne nadanie Henrietty stanowiska Mistress of the Robes.

Wywołało to sensację. Wprawdzie tajemnicą poliszynela było, iż od powrotu z wakacji nie była już odwiedzana wieczorami przez króla. Jednakże postać Henrietty była stałym elementem królewskiego dworu od dwudziestu lat, zresztą mało kto przy zdrowych zmysłach dobrowolnie rezygnował z tak prestiżowej posady. Królowa nazwała to „najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić”, ale pod naciskiem króla, który był już znudzony Henriettą, pozwoliła jej odejść. Gazety roztrząsały to wydarzenie w nieskończoność.

Richard Wilson, The Thames near Marble Hill, Twickenham – widok na nowy dom Henrietty.

Pół roku później Henrietta dostarczyła im kolejny powód do plotek – wyszła za mąż! Charles zmarł w międzyczasie, nikt jednak nie przypuszczał, że Henriettę łączyła z kimś uczucie. A jednak. Jej mężem został George Berkeley, poseł, w którym zakochana była na długo przed odejściem z pałacu. On w wieku lat 42, ona – cztery lata starsza. Tym razem decyzja o ślubie była słuszna. Związek był niezwykle udany, zaś ich listy miłosne wzruszają do dzisiaj. Dom w Marble Hill stał się ośrodkiem życia kulturalnego, bywali w nim Alexander Pope, Jonathan Swift, Horacy Walpole i wielu innych pisarzy i myślicieli.

Mąż Henrietty zmarł 11 lat po ślubie, a ona sama spędziła ostatnie lata w swoim pięknym domu. Nigdy nie udało jej się odzyskać syna, króla zaś spotkała jeszcze tylko raz – ich powozy przypadkiem utknęły w korku naprzeciwko siebie. Ich spojrzenia zetknęły się na chwilę, król jednak nie poznał kobiety, z którą przez ponad dwadzieścia lat spędzał każdy wieczór.

Dom Henrietty zachował się w pięknym stanie. Leży teraz w obrębie Londynu  i jest otwarty dla zwiedzających. Warto tam zajrzeć, zwłaszcza że zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który naprawdę fascynująco opowiada o życiu Henrietty i innych osób bywających w Marble Hill House. W tym gwarnym, wielokulturowym mieście dom Henrietty jest oazą z innych czasów, i wędrując przez jego ciche korytarze można na moment uchylić zasłonę i rzucić okiem na życie niezwykłej kobiety, która odwagą, hartem ducha i wytrwałością wywalczyła sobie własne miejsce w tej nieprzyjaznej dla kobiet epoce.

Warto przeczytać:

Tracy Borman „King’s Mistress, Queen’s Servant: The Life and Times of Henrietta Howard” – świetnie napisana, wciągająca biografia.

Warto odwiedzić:

Marble Hill House w Londynie: otwarty od kwietnia do końca października, dni i godziny trzeba sprawdzić na stronie. Dojazd – metrem do stacji Richmond, dalej autobus. Znakomite miejsce na piknik:)


You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply