dzielnica fikcji

Zapomniana perełka

27 stycznia 2014

Dziwnymi ścieżkami chadzają nasze literackie zainteresowania. Wydaje mi się, że czasami to nie my wybieramy książki – one wybierają nas. Jeszcze kilka miesięcy temu nie słyszałam nawet o Elizabeth Jane Howard. Wpadł mi jednak w oko artykuł w brytyjskiej prasie o 90-letniej autorce, która właśnie ukończyła piąty tom swojej bestsellerowej sagi, ku radości setek wiernych czytelników. Rodzina Cazaletów? Nigdy o nich nie słyszałam, jednak artykuł o starszej pani, która przyznaje, że pisanie jest tym, co daje jej motywację do wstawania codziennie rano, zaintrygował mnie. Kupiłam pierwszą część sagi na Kindla z zamiarem sprawdzenia w wolnej chwili, co to za cykl. Kupiłam, i jak to często bywa – zapomniałam.

Pierwszego dnia roku jednak obudziłam się z myślą, że muszę przeczytać coś staroświeckiego. Jakąś opasłą powieść wiktoriańską albo zapomnianą książkę z pierwszej połowy XX wieku. Przypomniałam sobie o Cazaletach, przeczytałam kilka pierwszych stron i spodobało mi się. Następnego dnia zaś przeczytałam, że Elizabeth Jane Howard właśnie zmarła.

W połowie pierwszego tomu wiedziałam już, że będę chciała przeczytać całość i że będę zachęcać wszystkich do tego, żeby zapoznali się z tą świetnie napisaną, złożoną i wciągającą historią. Bez specjalnej nadziei sprawdziłam, czy było polskie wydanie, i zdziwiłam się co niemiara widząc, że było! Wprawdzie tylko trzy pierwsze tomy, z paskudnymi okładkami, ale dobre i to. Wydawnictwo Amber wydało je w latach dziewięćdziesiątych, z tytułami „Lata beztroski”, „Lata czekania” i „Lata goryczy”. Zakupiłam wszystkie za bezcen na allegro, w międzyczasie spokojnie kończąc lekturę pierwszej części.

„Saga rodziny Cazaletów” zaczyna się w 1937 roku. Cazaletowie to zamożna, rozgałęziona rodzina ze średniej klasy, aspirująca do miana klasy wyższej. Najstarsze pokolenie reprezentują Duchy i Brig, niezbyt interesująca para – Brig zajmuje się interesami i wprowadza niekończące się, nikomu nie potrzebne ulepszenia w ich rodzinnym domu, Duchy wierzy zaś w wiktoriańską wizję żony i zgodnie z nią stara się żyć. Mają trzech synów, z których każdy jest żonaty. Każda para ma kilkoro dzieci, w wieku różnym, od niemowląt zaczynając, na nastolatkach kończąc. Towarzyszy im sporo służby oraz guwernantka. Bohaterów jest więc wielu, a drzewo genealogiczne i spis postaci umieszczone na początku książki bywają naprawdę pomocne. Szybko jednak rozróżnianie osób przestaje być problemem. Każdy przestawiony jest w taki sposób, że od pierwszych stron zjednuje sobie sympatię czytelnika, jednocześnie go intrygując. Szybko okaże się, że nikt nie jest tu idealny, wręcz przeciwnie – niektórzy bohaterowie zachowują się czasem naprawdę paskudnie. Elizabeth Jane Howard pisze jednak z wielką empatią, sprawiając, że znajdujemy w sobie nieskończone pokłady wyrozumiałości.

Tło akcji jest równie fascynujące. Lato 1937 roku, gorące i niespokojne. W Europie zaczyna robić się niespokojnie i nawet na sielską angielską wieś docierają pogłoski o możliwej wojnie. Najstarsi bracia, Edward i Hugh, brali już udział w jednej wojnie. O ile jednak Hugh, który został poważnie okaleczony podczas służby, panicznie boi się kolejnego konfliktu zbrojnego, o tyle Edward, podchodzący do życia niefrasobliwie, nie wierzy w wojnę i się jej nie boi. Boją się dzieci, zwłaszcza dziewczynki, których nikt nie informuje o sytuacji politycznej, uważając, że to nie są sprawy dla kobiet, zwłaszcza niedorosłych. Kolejne wakacje są jeszcze bardziej niespokojne i wojna wisi niemalże w powietrzu. Członkowie rodu Cazaletów mają jednak swoje problemy, wojna zaś jedynie dodaje im zmartwień, choć wszyscy zdają się łudzić nadzieją, że jednak uda się jej uniknąć. I faktycznie, pierwszy tom powieści kończy się w momencie, w którym wydaje się, że konflikt został zażegnany – Chamberlain uzyskał pokojową deklarację Niemiec. Drugi tom rozpoczyna się rok później, w momencie gdy wojna jednak wybucha.

To spokojna, napisana pięknym językiem opowieść o rodzinie z wielką historią w tle. Elizabeth Jane Howard jest mistrzynią kreowania nastroju – za oknem mróz i wiatr, a ja całym sercem i duszą przebywałam na upalnej wsi angielskiej, chowając się z chłopcami w lesie, szukając z niepokojem zaginionego kota na pylistej drodze, wracając czasami do dusznych i pełnych kurzu londyńskich mieszkań. Czytałam powoli, delektując się klimatem. Nie spieszyłam się, choć książka bynajmniej nie jest nudna, wręcz przeciwnie. Przyjemnie jednak było wracać codziennie do coraz lepiej mi znanych osób, śledzić ich losy z niepokojem. Najbardziej podoba mi się to, że autorka unika łatwych rozwiązań. Wiele scen wydawało się zmierzać do banalnych rozwiązań, ale Elizabeth Jane Howard z każdej z nich wychodziła obronną ręką, unikając melodramatycznych scen. Przykładowo – żona postanawia zrobić mężowi niespodziankę i odwiedzić go niespodziewanie w Londynie. A my doskonale wiemy, że mąż ów niewierny jest. Wydawało się, że musi nastąpić konfrontacja żony z kochanką, i w jakimś sensie nawet następuje, ale nic nie wychodzi na jaw. Katastrofa została zapewne tylko odwleczona w czasie, a tym samym napięcie cały czas rośnie, nie do przesady jednak. Wszystko jest stonowane, choć podskórnie powieść kip od emocji. Nikt ich jednak nie ujawnia – Cazaletowie to rasowi Anglicy, opanowani, powściągliwi, za wszelką cenę starający się zachować twarz.

Elizabeth Jane Howard przyznaje, że część akcji oparła na własnych doświadczeniach. Nie kryje się z tym, że w książce kryje się pod postacią Louise, nieco buntowniczej nastolatki czującej się nieswojo w towarzystwie ojca. Życie autorki zresztą mogłoby posłużyć za kanwę fascynującej powieści. Miała trzech mężów – pierwszy był badaczem Antarktyki, o wiele od niej starszym. Ślub brali, gdy Elizabeth miała lat 19, a on 32. Małżeństwo okazało się nieudane i Howard porzuciła męża i córeczkę, żeby poświęcić się pisarstwu. Potem nastąpił szereg romansów, w tym związek z żonatym mężczyzną, o którym doskonale wiedziała żona. Krótkie i nieudane drugie małżeństwo, aż wreszcie trzeci ślub, ze znanym pisarzem Kingsleyem Amisem. Byli razem 18 lat, a Howard wychowywała trójkę dzieci Amisa. Jednym z jej pasierbów był kolejny wielki pisarz, Martin Amis, który przyznaje, że to właśnie macocha zaszczepiła w nim miłość do książek, namawiając go do przeczytania „Dumy i uprzedzenie”. Po śmierci Elizabeth Jane Howard, Martin Amis publicznie przyznał, że gdy przeprowadził się do domu, w którym ojciec zamieszkał z nową żoną, był wagarowiczem czytającym tylko komiksy i soczyste fragmenty „Kochanki lady Chatterley”. Howard uczyła go w domu przez rok, cierpliwie wpajając mu miłość do literatury. W efekcie zdał maturę i dostał stypendium do Oksfordu.

Ucierpiała jej własna twórczość. Przyznała, że bycie żoną Kingsleya Amisa było wymagającym zajęciem. Był on trudnym człowiekiem, choć na początku układało im się świetnie. Oboje pisali, podobno kiedyś zamienili się rękopisami i dopisali po kilka stron do powieści współmałżonka. Howard wspomina, że Kinglsey usiadł nad jej rękopisem, zaczął obgryzać paznokcie i gapić się w przestrzeń, podczas gdy ona śmiała się, pisząc w jego tekście.

Amis popadł ostatecznie w alkoholizm, a Elizabeth opuściła go. Przyznała, że była to niezwykle trudna decyzja, a sytuacja należała do tych, z których nie ma dobrego wyjścia. Wiedziała jednak, że jeśli zostanie, też będzie pić. I że oznaczałoby to koniec jej pisania. Kinglsey nigdy jej nie wybaczył.

Już po siedemdziesiątce, dała się uwieść fanowi, który wydawał się szczerym wielbicielem, a okazał naciągaczem i oszustem. Pisarka, choć głęboko zraniona, przekuła swoje doświadczenia w bardzo dobrze ocenioną książkę.

Ostatnia, piąta część „Sagi rodziny Cazaletów”, ukazała się w zeszłym roku. Pisarka, mimo podeszłego wieku, pracowała wytrwale, z pogodą ducha i zapałem. W wywiadzie mówiła, że nie czuje się stara – raczej naiwna i otwarta na wszystko.

Intrygująca postać, świetnie pisząca. Warto ją zapamiętać i nieco odkurzyć – w Anglii jej książki cieszą się sporą popularnością, u nas mało kto o nich pamięta. A szkoda, bo sądząc po „Latach beztroski” to znakomita pisarka, godna poczesnego miejsca w panteonie pisarzy angielskich. Cieszę się, że jeszcze cztery tomy sagi przede mną, zamierzam czytać je powoli, bo polubiłam rodzinę Cazaletów i dobrze czuję się w ich towarzystwie. Polecam zwłaszcza wielbicielom serialu Downton Abbey, klimat jest dość podobny.


Moja ocena: 5/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply