dzielnica fikcji

Amy Ewing "Klejnot", czyli czym się kończy podbieranie lektur córce

2 listopada 2015

Nie przyznałam się wam chyba, że na samym początku tegorocznych wakacji spędziłam urocze trzy wieczory nad książkami, które kupiłam córce. Często podczytuję lektury Młodej, aczkolwiek równie często sięgam po nie tylko po to, by je po kilku stronach odłożyć. Tym razie jednak zajrzałam na pierwszą stronę i przepadłam, siłą woli powstrzymując się, by (chwilowo!) poprzestać na trzech tomach. Chcecie wiedzieć, o jakiej serii mówię? Tylko nie miejcie potem do mnie pretensji – mam na myśli cykl Kiery Cass „Selekcja”, którego pierwszą częścią są „Rywalki”.

Przyznaję – to zdecydowanie seria dla nastolatek. Jest w niej książę z bajki, jest i Kopciuszek, bardzo fajny, nieco buntowniczy. Są ładne sukienki (nie tylko na okładce) i jest dwóch kawalerów. Prosty przepis, który w tym wypadku się sprawdza – namówiłam na tę lekturę kilka koleżanek i wszystkie przeczytały błyskawicznie, choć przyznają, że mają lekkie poczucie winy.

Ja się czuć winna nie zamierzam, bo lektura tej książki była doskonałą rozrywką, a dokładnie tego było mi wtedy trzeba. Dzisiaj jednak to nie o „Rywalkach” chciałam wam opowiedzieć, a o książce, która nawiązuje do serii Kiery Cass nie tylko okładką. Co więcej, jest to książka, którą zdecydowanie można swojej nastoletniej córce podebrać i przeczytać z przyjemnością i bez wyrzutów. „Klejnot” Amy Ewing to bowiem doskonała pod względem warsztatowym dystopia, nad którą warto spędzić kilka godzin.

Zacznę od ciekawostki – książka ta powstała jako praca magisterska na studiach dotyczących literatury dla dzieci i młodzieży. Wyobrażacie sobie, że w ramach magisterki piszecie powieść, która jest potem tłumaczona na wiele języków i trafia na listę bestsellerów New York Timesa? Amy Ewing przytrafiło się właśnie coś takiego, ale po lekturze „Klejnotu” nie dziwi mnie to. Widać, że autorka uważała na zajęciach z kreatywnego pisania. Doskonale buduje napięcie, co jakiś czas kumulując je i rozładowując. Jej bohaterka jest wyrazista i trudno jej nie lubić, zaś to, co ją spotyka, jest na przemian straszne i piękne. Zaś zakończenie… Ale o tym później!

Klejnot to wewnętrzna część miasta, w którym mieszka Violet. Miasto podzielone jest na pięć kręgów, a Violet pochodzi z położonego najbardziej na zewnątrz Bagna. Im bliżej środka, tym bardziej zamożni są mieszkańcy i tym lepiej im się żyje. W Klejnocie mieszka arystokracja, którym nie brakuje niczego. A może prawie niczego, kobiety z Klejnotu nie mogą bowiem rodzić dzieci.

Nie oznacza to jednak, że arystokracja wkrótce wyginie. Odkryto, że niektóre dziewczęta z Bagna są w stanie urodzić dzieci innych kobiet, a w dodatku potrafią w pewien sposób posługiwać się magią. Wszystkie nastolatki z Bagna muszą więc poddawać się obowiązkowym badaniom, a jeśli okaże się, że wykazują te niezwykłe zdolności, są szkolone na Surogatki. Nie wiedzą, co je czeka, kiedy zostaną kupione na Aukcji przez bogate mieszkanki wewnętrznych kręgów. Nie wszystkie nawet rozumieją, że Aukcja oznacza, iż staną się niewolnicami.

Jak na rasową bohaterkę dystopii przystało, Violet rozumie sytuację. Nie chce być Surogatką, nie ma jednak wyboru. A kiedy trafi do jednego z najważniejszych domów w Klejnocie, będzie musiała nauczyć się lawirować podobnie jak spędzające życie na plotkach i intrygach arystokratki. Nie po to, by zdobyć sobie pozycję, ale po to, by po prostu przeżyć.

Ewing świetnie buduje swój świat. Klejnot przypomina dwór królewski z epoki regencji – wszyscy knują i spiskują, łatwo nawet stracić życie. Mieszkańcy Klejnotu bywają okrutni, ale potrafią też naprawdę zaskoczyć. Autorka wie zresztą, jak sprawić czytelnikom niespodziankę, i chętnie z tej wiedzy korzysta, dzięki czemu od lektury naprawdę trudno się oderwać. Zaś po przewróceniu ostatniej strony natychmiast zajrzałam na Amazona, by sprawdzić, czy kolejny tom się już ukazał!

Czy „Klejnot” jest kopią „Rywalek”? Zdecydowanie nie! Wprawdzie widać pewne inspiracje serią Kiery Cass, których nie ukrywa ani autorka, ani wydawnictwo decydujące się na okładkę utrzymaną w stylistyce tamtego cyklu, jednak książka Amy Ewing jest zdecydowanie inna i chyba dojrzalsza. Mniej tutaj strojów i flirtu, więcej budzących dreszcze podejrzeń i niebezpieczeństw.

Doskonała lektura po męczącym dniu, którą z przyjemnością przeczyta zarówno nastoletnia czytelniczka, jak i jej mama. Istnieje ryzyko, że będziecie potem chciały częściej podbierać książki córkom, ale właściwie czemu nie? A jeśli nie macie nastoletniej córki, to nie szkodzi – w końcu kto nam broni poczuć się od czasu do czasu jak nastolatka, niezależnie od wieku? Ja, jak dobrze wiecie, bardzo to lubię. Jeśli zaś macie jeszcze lat naście, to zapewne nie potrzebujecie nawet mojej zachęty!

 

Amy Ewing "Klejnot"
Tłum. Iwona Wasilewska
Wyd. Jaguar 2015

Moja ocena: 4.0/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply