Banda dziarskich staruszek, mamisynkowaty, a raczej „babciownusiowaty” młodzieniec, zamordowany nauczyciel angielskiego i stado kotów na podwórzu – nowa książka Anny Fryczkowskiej przenosi nas w świat pozornie dobrze znany, a jednak egzotyczny.
Kto bowiem z ręką na sercu przyzna, że z uwagą przygląda się starszym paniom z osiedla? W moim bloku średnia wieku mieszkańców jest zdecydowanie wysoka, a po tej lekturze zaczęłam dość podejrzliwie, ale i uważnie przyglądać się paniom sąsiadkom. Może to zresztą i dobrze, bo przecież kiedyś i ja mogę być taką staruszką z blokowiska, dobrze wiedzieć, co robić, żeby zachować dobrą formę. Wystarczy zrobić listę wyrażeń, których używanie jest surowo wzbronione (np. „dzisiejsza młodzież” i „za moich czasów”), nauczyć się wybijać okna w piwnicy i otwierać drzwi drucikiem, rano uprawiać nordic walking, a wieczorami wystawiać dziesiątki miseczek z kocią karmą. A, zapomniałam o najważniejszym – przydałby się trup, którego zagadkę można by rozwiązywać w wolnym czasie.
„Starsza pani wnika” to nie tylko kryminał z przepisem na udaną starość w tle. To przede wszystkim brawurowo napisana historia obyczajowa, doprawiona dużą dawką humoru i szczyptą grozy. Miałam co do niej wysokie oczekiwania, ponieważ poprzednia powieść tej autorki, „Kobieta bez twarzy”, podobała mi się szalenie. „Starsza pani wnika” jest nieco inna. O ile w „Kobiecie…” środek ciężkości przesunięty jest w stronę poważnej diagnozy zła czającego się w pozornie zwyczajnej społeczności, o tyle „Starsza pani…” jest lżejsza, bardziej komediowa. Autorka obdarzona jest jednak zmysłem obserwacji, z którego potrafi korzystać, dlatego nawet lżejsza w założeniu lektura niesie ze sobą sporo prawdy o ludziach, którzy żyją gdzieś obok nas, a może nawet i o nas samych. Nawet jeśli nie jesteśmy jeszcze emerytkami – kociarami, to patrząc na te urocze, czasem nieco śmieszne, czasem żałosne starsze panie możemy zauważyć sporo własnych cech.
Kojarzy mi się ta książka z powieściami Chmielewskiej, choć główna bohaterka ma w sobie też coś z panny Marple. I choć dawna Chmielewska była jednak bardziej komediowa, to lekkość pióra Fryczkowskiej, cięty dowcip i ironia, a jednocześnie pewna czułość w opisywaniu świata w pewien sposób się z Chmielewską kojarzą. Fryczkowska jest jednak inna, i chwała jej za to – obie jej książki, które przeczytałam, są świetne i zdecydowanie należy po nie sięgnąć:)
Moja ocena: 5.5/6
No Comments