dzielnica fikcji

Nowe

12 września 2010

Przyszło do nas nowe i oswajanie go idzie bardzo powoli. Rzadko zauważa się upływ czasu tak wyraźnie, jak w przełomowych momentach życia swoich dzieci. Ola poszła do pierwszej klasy, a ja nie mogę otrząsnąć się z szoku, że to już, moja córeczka w ławce, z tornistrem, od razu bardziej samodzielna, od razu bardziej oddzielna. I z tą oddzielnością najtrudniej się oswoić. Szkoła we mnie budzi więcej obaw niż w dziecku, które rzuciło się w wir nowego życia z entuzjazmem. Na razie szczęśliwa rysuje szlaczki i mnie martwi bardziej niż ją, że przecież ona już prawie płynnie czyta, a tu literkę A pani zacznie wprowadzać pewnie w listopadzie… Przychodzą do niej koleżanki z klasy i podsłuchałam ostatnio rozmowę, w której dziewczynki pytają, jakie jeszcze ma fajne rzeczy, a Ola na to, że ma super fajną książkę, o takim doktorze, który rozmawia ze zwierzętami, i że może poprosić mamę, żeby ich mamie podała tytuł. Niestety, książka nie spotkała się z zainteresowaniem, za to nowy Bakugan wręcz przeciwnie… Nie zmienia to faktu, że prawie wszystkie dzieci w klasie Oli potrafią już w miarę czytać i program nauczania jest jakąś koszmarną fikcją, która zapewne ich dość mocno do szkoły ostatecznie zniechęci. Na osłodę zapisałam ją na darmowe zajęcia w bibliotece, a co mi tam, jak już wychowuję ją na jakiegoś odmieńca, to przynajmniej konsekwentnie;)

Druga nowość i swoisty szok już bardziej powtarzalny, nieubłagalnie co roku we wrześniu nadchodzący powrót do pracy po długich wakacjach. Zazwyczaj czuję wtedy mnóstwo energii i nie mogę się wręcz doczekać początku zajęć, co nie zmienia faktu, że gdy wracam po pierwszych dniach, czuję się jak po podróży pociągiem z Delhi do Kalkuty (dwa dni plus dwa dni opóźnienia). W tym roku powrót do pracy mi się dość mocno z uwagi na wyjazd do Chawton odwlecze, ale jednak we wrześniu coś tam się już dzieje, jakieś egzaminy, szkolenia, zaliczenia i zdecydowanie nie są to już leniwe letnie dni, spędzane między balkonem, jeziorem i fotelem.

Wszystko to plus trochę kłopotów zdrowotnych sprawiło, że musiałam szybko, natychmiast wręcz sięgnąć po jakąś pocieszającą, podnoszącą na duchu i odrywającą od kłopotów książkę, po coś, co po angielsku nazywa się trafnie „comfort read”. Cechą zasadniczą takiej lektury jest to, że nie zaskakuje, wręcz dobrze jest czytać ją wielokrotnie. Ja tym razem jednak miałam ochotę na coś całkiem nowego i szukając w sieci, natrafiłam na świetną listę, którą polecam (jest w języku angielskim). Sama zaś z jej pomocą skompilowałam zestaw swoich ulubionych lektur na pocieszenie:

  • wszystko Jane Austen
  • wszystko Charlotte Brontë
  • wszystko Georgette Heyer (wpis o tej autorce czeka na swoją kolejkę, jeśli więc jej nie znacie, to za kilka dni o niej coś więcej napiszę)
  • Alexander McCall Smith – seria o Mmie Ramotswe
  • „Tajemniczy ogród” i „Mała księżniczka”
  • seria Ian Karon o Mitford
  • kryminały Dorothy L Sayers oraz Agathy Christie, ale tylko te z panną Marple, Poirot jest zbyt irytujący
  • „Małe kobietki” Louisa May Alcott
  • wszystko EF Benson
  • cokolwiek Elizabeth Buchan, na przykład „Zemsta kobiety w średnim wieku” lub „Dobra żona”
  • cykl Alana Bradleya o Flavii de Luce
  • „Zaczarowany kwiecień” Elizabeth von Arnim
  • „Miss Pettigrew lives for a Day” Winifred Watson
  • zawsze sprawdzają się ukochane książki z dzieciństwa, u mnie na przykład Muminki, „Ania z Zielonego Wzgórza” i „Emilka ze Srebrnego Nowiu”, „Dziewczyna z Wyspy Słońca” Warneńskiej, „Pollyanna”, a teraz w dodatku mogę je zupełnie legalnie i bez wstydliwego krycia się przywieźć od rodziców, skoro moja córka już do nich stopniowo dorasta!

A w ramach szukania nowych lektur w tym stylu zaczęłam przywiezioną ostatnio z Londynu „I Capture the Castle” Dodie Smith, i muszę powiedzieć, że spełnia kryteria doskonale – nie muszę nawet robić sobie kakao ani biec do sklepu po czekoladę, aby poprawić sobie nastrój!

Podzielcie się Waszymi lekturami na pocieszenie! Macie takie tytuły, po które sięgacie regularnie z początkiem jesieni? Czujecie w ogóle potrzebę poprawiania sobie nastroju optymistyczną książką? I co do książki? Herbata, kakao, czekolada, czy coś zupełnie innego? Podpowiedzcie, pomysły przydadzą się zapewne nie tylko mnie w najbliższych miesiącach.

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply